Księżniczka Turandot, jak samo imię wskazuje, nie jest Chinką. Chiński sztafaż w tej ostatniej, niedokończonej operze Pucciniego jest zresztą o wiele mniejszy niż japoński w „Madame Butterfly”. Liczą się tu przede wszystkim emocje. Sama opowieść wywodzi się z perskiego poematu, francuskiej baśni i włoskiej komedii dell’arte, wielonarodowość wpisana jest więc wręcz w jej historię. Pierwotnie Turandot miała wywodzić się z ludów słowiańskich, a przypisana jej była planeta Mars. Reżyserka krakowskiego spektaklu wykorzystała to, by wraz z autorką scenografii i kostiumów Iloną Binarch stworzyć pustynny krajobraz kojarzący się zarówno z Marsem, jak i z planetą Arrakis z „Diuny” Franka Herberta, jest to więc trochę opera fantasy.
Giacomo Puccini, Turandot, reż. Karolina Sofulak, Opera Krakowska