Nazwisko artysty niewątpliwie elektryzuje, bo to przecież jeden z trzech czy czterech najbardziej znanych żyjących twórców na świecie. Poza tym, po raz pierwszy pokazywany w Polsce na monograficznej wystawie. Muszę jednak uprzedzić: w ekspozycji nie znajdzie się żadna z jego słynnych prac. Ani rekin w formalinie, ani motylki, obrazy w kropki, o czaszce wysadzanej brylantami nie mówiąc (choć jakaś czaszka jest). To, co w Gdańsku zobaczymy, to klasyczny, powstały w 2005 r. blockbuster British Council, czyli gotowa, podróżująca po świecie wystawa, którą – za odpowiednią opłatę – może sobie ściągnąć niemal każdy. Ale owo ograniczenie, paradoksalnie, stanowi też o wartości tej ekspozycji. Po pierwsze, jest zwarta. Kilkadziesiąt sitodruków wraz z instalacją złożoną z czterech obiektów stanowi jednolitą całość formalną i merytoryczną. Po drugie zaś, choć to jedna z mniej znanych prac Damiena Hirsta, to ideowo – jedna z ciekawszych. Podejmuje bowiem frapujący temat współczesnych relacji między nauką, religią a sztuką. Pochyla się nad ludzką pogonią za fizyczną długowiecznością, podejmowaną kosztem pogoni za duchową nieśmiertelnością. Stawia pytania o rolę medycyny i jej relacje z wiarą. O pigułkę zastępującą modlitwę. W końcu zahacza o kwestie podstawowe, jak śmierć. Efekciarski zazwyczaj Hirst, tym razem ujawnia się jako artysta myślący. Warto dodać, że wystawa zorganizowana została w ramach wieloletniego projektu „Art + Science Meeting”; świetnej próby szukania związków między tymi dwoma filarami ludzkiego życia.
Damien Hirst, New Religion, Galeria Miejska Łaźnia, Gdańsk, do 27 września