Nie mamy już Natalii LL z bananami czy Katarzyny Kozyry z jej fantazjami. Nie mamy całej pieczołowicie tworzonej Galerii Polskiej Sztuki Współczesnej. Na to miejsce niezbyt miłościwie panujący w Muzeum Narodowym prof. Jerzy Miziołek zaproponował ad hoc przygotowaną prezentację rodzimego malarstwa minionego stulecia. Osobliwa to ekspozycja, nazwana „pokazem”. Gdybyż to tylko zachciano wybrać z magazynów trochę fajnych, mniej znanych i bez pretensji do czegokolwiek obrazów i pokazano je w układzie chronologicznym. Niestety, twórcy zabawili się w problemową syntezę, grupując dzieła w 10 sekcjach tematycznych. Niekiedy sensownych, niekiedy dziwacznych („Deformacja i geometria”). Cały układ prac jest chaotyczny, a niekiedy wręcz przypomina intelektualne zabawy małego Jasia. I tak obok siebie powieszono np. trzy obrazy tylko dlatego, że na jednym jest czerwone morze (Bronisław Linke), na drugim czerwone niebo (Zbylut Grzywacz), zaś na trzecim czerwony dom (Ryszard Woźniak). Albo obrazy pod hasłem „Postęp i cywilizacja” umieszczono naprzeciwko tych z paragrafu „Upadek i rozpad”. Naiwne to, momentami śmieszne. I pogłębia poznawczy chaos. Abstrakcję miesza się tu z kolorystami, Witkacego ze Strzemińskim, a realizm myli się ze sztuką figuratywną. Do jednego worka „Inne stany świadomości” wrzucono pop-artowskiego „Jurry” Zielińskiego, katastroficznego Zdzisława Beksińskiego i intelektualne dzieła Henryka Wańka oraz Zbigniewa Makowskiego. Estetyczny kociokwik. A dwie gwiazdki wyłącznie za jakość pokazywanej sztuki.
Widoczne Niewidoczne, Muzeum Narodowe w Warszawie, do 1 grudnia