Zachwycamy się (i słusznie) Witem Stwoszem, a zapominamy, że mieliśmy w dawnych czasach w Polsce jeszcze jednego niezwykłego rzeźbiarza, też pochodzenia niemieckiego. Może z tego powodu, że praktycznie wszystkie dzieła Johanna Georga Pinsla, tworzone dla konkretnych kościołów, pozostały na ziemiach wschodnich, wcielonych po wojnie do ZSRR. Teraz kolejna wojna, w Ukrainie, sprawiła, że trafiły do Polski, także dlatego, że tu są bezpieczne. Ponad rok temu na Wawelu pokazano zespół rzeźb Pinsla zdobiących pierwotnie kościół w Hodowicy i był to wielki sukces frekwencyjny; wystawę zobaczyło 124 tys. osób. W ramach dawkowania atrakcji tym razem wystawiono dzieła pochodzące z kościoła w Horodence, powstałe w latach 1755–57.
Emocje. Lwowska rzeźba rokokowa, Zamek Królewski na Wawelu, do 15 września