Ogromny baner na gmachu muzeum krzyczy wielkimi literami „Rubens” i dużo mniejszymi „na Śląsku”. Efektownie, ale myląco i dla wielu widzów – być może – także rozczarowująco. Oto bowiem na wystawie mamy tylko jedną pracę olejną samego mistrza i trudno tu mówić o arcydziele – to dość szkicowo potraktowana nieduża „Alegoria sprawiedliwości”. W pozostałych przypadkach emocje studzą dopiski typu: „warsztat”, „krąg”, „uczniowie”, „naśladowca”, „kopia”, „według”. Ale w sumie cała ta wystawa jest w dużym stopniu o tym, czego nie ma. O wspaniałej „Świętej Rodzinie” z Brzezinki pod Oleśnicą, która dziś zdobi muzeum w Los Angeles i której na wystawę nie udało się pozyskać. O obrazach, szkicach, tapiseriach zaginionych, utraconych, zniszczonych przez wojenną zawieruchę. Muszą nam wystarczyć opowieści, niekiedy duże fotogramy lub niewielkie reprodukcje.
Rubens na Śląsku, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, do 30 listopada