Na Veltins Arenie – stadionie renomowanego niemieckiego klubu Schalke 04 Gelsenkirchen przygodnych przybyszów wprawia w zdumienie pięciokilometrowy rurociąg z lokalnego browaru (sponsora tytularnego klubu). Ale na tej samej Veltins Arenie znajduje się kaplica, w której ochrzczono już około 200 dzieci i zawarto 800 małżeństw. Tak oto kibicowska wspólnota odnajduje się nie tylko na obszarze przynależnym konsumpcji, gdzie piwo leje się strumieniami, ale i w sferach, które z piłką nożną kojarzą się w sposób o wiele mniej oczywisty.
Wspólnotaaaaaaaa
Realizując projekt badawczy „Stadion – Miasto – Kultura. Euro 2012 a przemiany kultury polskiej”, mieliśmy możliwość przeprowadzenia rozmów m.in. z fanatycznymi kibicami polskich drużyn ligowych. I usłyszeliśmy wówczas także takie wyznanie.
„Jak się urodziłem, już wiedziałem, że będę legionistą. Skąd to się wzięło we mnie w ogóle? Przez kolegów. I samo z siebie. Większość oczywiście była za Legią. No i chodzę tak na mecze 10 lat co najmniej, jestem bardzo tym zajarany. Byłem na wielu meczach, na żadnym wyjeździe, zawsze tak u siebie. Planuję na wyjazd jechać tak w tym roku, jakby to dało radę, bo to też ciekawa przygoda. No ale kręci mnie po prostu takie kibicowanie. Na Żylecie [trybunie fanatyków Legii], że przez 90 minut zdzierasz gardło za drużynę i nieraz było tak, że kibice wygrali mecz, bo swoim dopingiem nieśli drużynę, a po prostu ta druga, można powiedzieć, się zesrała. Teraz weszła nowa przyśpiewka, rodzaj dopingu, nawoływanie wojenne, takie po prostu głośne »Aaaaaaaa« [respondent w tym momencie ryknął, prezentując nową formę dopingu]. Piłkarze przeciwnej drużyny wychodzą na mecz i nagle jak z zaskoczenia wszyscy rykną, to po prostu widać, że dresy mają pełne.