O takie bajki w zawodowym sporcie coraz trudniej. Swą nierzeczywistość Jerzy Janowicz tworzył nie tylko pokonując w paryskim turnieju kolejnych rywali z czołówki światowego rankingu, ale też kiedy z emocji i szczęścia nie dojadał, nie dosypiał, przesiadywał przed komputerem do późnej nocy, a potem grał w kolejnych rundach tak, jak lubi najbardziej – na swoich warunkach. Aż do finału, w którym jego paliwo się wypaliło.
Wyczyn Janowicza jest niebywały, bo zdarzył się w prestiżowym turnieju, gdzie podział łupów z grubsza odpowiada rankingowej hierarchii.