Wracałem sobie spokojnie z USA i nagle ktoś mnie budzi. Słyszę, że mamy jakieś problemy z podwoziem i kapitan Wrona potrzebuje pomocy. Więc pomogłem. A potem całą chwałę oddałem kapitanowi. Ja? Ja już sławę zdobyłem” – Zdzisław Kręcina, znany działacz piłkarski, komentuje historię awaryjnego lądowania Tadeusza Wrony na Okęciu. Kręcina, człowiek zaliczany do tzw. pezetpeenowskiego betonu, utożsamiany z czasami, w których polski futbol przypominał ciemności Mordoru, dziś jest królem Facebooka z 50 tys. fanów. Sybarycko-rubaszny, bezpretensjonalny, sarmacki w podejściu do trunków, zakąszania i innych banalnych przyjemności. Jest dowcipny – i oczywiście nieprawdziwy.
Franciszka Smódę zdradza z kolei samo „ó” kreskowane w nazwisku. Absurdalnością dowcipu, serwowanego na Twitterze i Facebooku, bliżej mu do produkcji „Asz Dziennika” niż poczucia humoru byłego szkoleniowca reprezentacji Polski. Pisze Smóda: „Podobno kolejny odcinek »Wielkich konstrukcji« na National Geographic poświęcony będzie fryzurom Bale’a i Ronaldo”, „Oglądałem mecz w towarzystwie Jacka Gmocha. Znowu mi całą plazmę pisakiem zamazał”.
Smuda, ten prawdziwy, w realu walił raczej prosto z mostu: „Muraś, ty wyglądasz jak dzwonnik z Rotterdamu” (to do Macieja Murawskiego, piłkarza Legii, który przyszedł na trening ubrany w szpanerską kurtkę), „Zajechać kogoś to można w łóżku” (to do dziennikarzy pytających, czy nie „zajedzie” swoich piłkarzy na treningach). Zawodnicy Wisły Kraków wspominali z kolei, że gdy Franz nauczył się obsługiwać telefon komórkowy, pierwszego esemesa wysłał do swojego asystenta Kazimierza Kmiecika.