Na pierwsze spotkanie grupy zakładającej spółdzielnię rowerowego transportu na warszawskim Mokotowie przyszło kilkanaście osób. Poziom entuzjazmu rósł wraz z kolejnymi odsłonami dyskusji. Że świetnie, że rower, fantastycznie, że razem – idealnie, że i rower, i że w kooperatywie. Prototyp towarowego bicykla, turkusowa konstrukcja wyposażona w pakowną skrzynię zbitą z paździerzowej płyty, została pozyskana lokalnie, w Brwinowie. Dziś egzemplarz Veli – bo tak brzmi jej imię – garażuje na Mokotowie, na co dzień służy do przewożenia dużych ilości spożywki, materiałów budowlanych, do wożenia dzieci do szkoły. Pracuje średnio 60–80 godzin w miesiącu, dzięki czemu ponad tuzin zupełnie zwyczajnych gospodarstw domowych w Warszawie obywa się bez samochodu. Rezygnacja z auta jest elementem zmiany mentalności – tak mówią.
Ta Zmiana być może nie dorównuje rozmachowi Transformacji, ale ma coraz większy wpływ na życie. To już nie nastoletnia hipsterka – dzieci z bogatych domów, które szukają jakiejś robiącej dobre wrażenie idei. To normatywne rodziny dwa plus dwa, pracownicy najemni, uciekinierzy z korporacji – lecz także jedynie mentalni. Etat za średnią krajową, ale do pracy rowerem.
Zmiana dzieje się głównie w dużych miastach, ale nie obligatoryjnie. Przede wszystkim w pokoleniu 20–30-latków, ale to też nie żelazna reguła. Tym razem nie chodzi o wielkie idee – jak obalanie ustroju, ale o drobne rzeczy – jak codzienność. O jakość jedzenia, sposoby transportu, minimalizowanie ilości produkowanych śmieci, odpowiedzialność za własne konsumpcyjne wybory, sposób wychowania dzieci – o to, że stać nas dziś na mniej, dosłownie i w przenośni. Dosłownie, ponieważ pomysł, że na wiecznych kredytach buduje się wzrost gospodarczy, a więc powszechną szczęśliwość, okazał się dla wielu niewypałem.