Stołeczny stadion, wybudowany na okoliczność piłkarskiego Euro, futbol gości od święta. Ostatnio przy okazji finału Pucharu Polski, poza tym 4–5 razy w roku gra na Narodowym reprezentacja, zresztą z marnym skutkiem. Obiekt podtrzymują przy życiu inne wydarzenia, m.in. koncerty. Przybywają wielcy – można było już zobaczyć m.in. Madonnę, Coldplay, Depeche Mode, Paula McCartneya oraz Rogera Watersa. Także zbliżające się muzyczne lato będzie w Warszawie głośne. W połowie czerwca odbędzie się kolejna edycja festiwalu firmowanego przez Orange. Z mocną obsadą – m.in. Kings of Leon, Queens of the Stone Age, Florence and the Machine. Miesiąc później po raz kolejny zawita do Warszawy metalowy Sonisphere. Gwiazdą wieczoru będzie Metallica. Wszystko na Narodowym.
Gwiazdy dudnią
Zdaniem Mikołaja Piotrowskiego, rzecznika operatora stadionu, spółki PL.2012+, Warszawa wreszcie doczekała się muzycznych wydarzeń z najwyższej półki w oprawie, na jaką zasługuje. Bo miejsce wcześniej adaptowane na potrzeby występów megagwiazd estrady, czyli lotnisko na Bemowie, to w ogóle trudno z Narodowym porównać. Koncertowe sceny stawiano również co pewien czas na terenie toru wyścigów konnych na Służewcu, ale dziś to adres niemodny, omijany przez agencje koncertowe. Innych konkurencyjnych lokalizacji w stolicy brak.
Zadowoleniu z faktu, że gwiazdy chętniej i w coraz większej sile ściągają, by grać w stolicy, towarzyszy też dyskusja nad wrażeniami z koncertów na Narodowym. Na forach prowadzonych przez fanów artystów dominuje euforia wywołana dwugodzinnym przebywaniem w bezpośredniej bliskości idola. Ale ci, którzy przychodzą na koncerty posłuchać muzyki, a nie pooddychać tym samym powietrzem co McCartney czy Waters, na ogół nie mają litości.