Tekst ukazał się w POLITYCE w marcu 2016 r.
Na początku stycznia zajmująca się bezpieczeństwem w sieci agencja SplashData opublikowała listę najpopularniejszych spośród 3,3 mln haseł, które w ubiegłym roku rozmaitymi drogami wyciekły do sieci. Co drugie hasło wśród dziesięciu występujących najczęściej stanowiło zwykłe odliczanie od jedynki wzwyż. Z 123456 na samym czele. Tuż za nim uplasowało się password, czyli hasło. A piąte miejsce zajęło qwerty, wzięte z brzegu klawiatury komputera. Powszechność kompromitujących haseł niekoniecznie świadczy o naszej ignorancji. Raczej o tym, jak mało troszczymy się o bezpieczeństwo mniej istotnych kont, np. w serwisach zakupowych.
Co innego hasła „wrażliwe”, którymi logujemy się do poczty, Facebooka czy banku. Większość osób uświadamia sobie ich genezę dopiero w momencie, gdy zostaną o to spytane. Mimo że sięgają po nie nawet kilka razy dziennie. Hasła te często okazują się upamiętniać ważne epizody z życia, osoby, miejsca. I mówić o nas tak wiele, że nie chcemy ich ujawniać z powodów innych niż obawy o bezpieczeństwo w sieci.
#
To było hasło mojego chłopaka, przejęłam je od niego. Zawsze miałam bardzo proste hasła, a on – prawnik – bardzo trudne do odgadnięcia. Sama nigdy bym na takie nie wpadła. I wciąż tego hasła używam, mimo że rozstaliśmy się cztery lata temu. Obecny – narzeczony – oczywiście o tym nie wie. I oczywiście, że myślę o jego poprzedniku, ilekroć się loguję*.
Zmiana hasła może okazać się trudniejsza od zmiany partnera, miejsca pracy czy adresu (analogowego). Dzięki temu niepozorne hasła tak skutecznie przechowują wspomnienia, o których w przeciwnym razie moglibyśmy, a niekiedy chcielibyśmy zapomnieć.