Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Wazeliniarstwo i bezwarunkowe wsparcie dla Blattera to dobry interes

BBC Sport / Twitter
Formalności stało się zadość – Szwajcar wygrał wybory na prezydenta FIFA. Najbliższe miesiące pokażą, czy jego opozycja to tylko incydent wyborczy czy coś więcej.

Przyjaciele z trzeciego futbolowego świata nie opuścili swojego dobroczyńcy w potrzebie.

Kilka miesięcy przed kongresem jeden z szefów zaściankowej federacji z Ameryki Środkowej porównał Seppa Blattera do Jezusa, Mandeli, Churchilla, Mojżesza i jeszcze paru innych gigantów historii. Ponoć był wówczas przy zdrowych zmysłach.

Wazeliniarstwo i bezwarunkowe wsparcie dla Szwajcara to dobry interes: status fifowskiego vipa podczas piłkarskich turniejów gwarantuje opływanie w luksusy, na wycieczkę można zabrać kumpli albo rodzinę, ale to jest tylko wisienka na torcie.

Jak wiemy z licznych medialnych doniesień – potwierdzonych w środę zatrzymaniem pod zarzutem notorycznej korupcji kilkunastu fifowskich prominentów – pod parasolem Seppa można uczynić z bycia prezesem takiej federacji świetny sposób na życie.

Trupy w szafach

Trudno się zatem dziwić szefom tych związków, że dla nich każdy inny niż Blatter to zamach na przywileje, które spadły im z nieba. Dopóki zasady wyborcze – czyli demokracja absolutna, w myśl której siła głosu Wysp Cooka równa się sile głosu Anglii albo Niemiec – się nie zmienią, ta patologia będzie trwała.

Nawet jeśli Blatter (podczas kolejnych wyborów 83-latek) uzna, że wypełnił swą misję, to raczej mało prawdopodobne, by jego miejsce zajął ktoś przyzwoity. Zbyt wiele trupów jest poupychanych w fifowskich szafach, by oddać władzę przypadkowym ludziom.

Reklama