Marta Mazuś: – Kim jest pański ogrodnik?
Jan Brykczyński: – Ogrodnikami są wszyscy bohaterowie moich zdjęć. To ludzie żyjący w Warszawie, Erywaniu, Nairobi i Nowym Jorku, na czterech różnych kontynentach, którzy często w bardzo niesprzyjających warunkach – w slumsach, wśród wybetonowanych parkingów czy na osiedlach na obrzeżach miast – tworzą i pielęgnują swoje ogrody. Uprawiają w nich warzywa, owoce, spędzają każdą wolną chwilę. Dzięki nim żyją.
Człowiek na styku cywilizacji i natury?
Sam jestem mieszkańcem dużego miasta, ale od dłuższego czasu odczuwałem brak kontaktu z przyrodą. Urodziłem się i wychowałem w Warszawie i oprócz kilku pierwszych lat, które spędziłem w domu z ogrodem, całe życie tkwię w wybetonowanym otoczeniu – mieszkam w bloku, na trzecim piętrze, rzadko mam okazję dotknąć stopami ziemi. Myślę, że wiele osób żyjących w miastach czuje się podobnie. Chciałem sprawdzić, na ile potrzeba życia blisko natury oraz uprawiania ziemi jest wciąż w ludziach silna.
Jak porównać ogrodnika z Nairobi i z Nowego Jorku? To zupełnie różne światy.
Na początku też mi się tak wydawało. Ale przecież różne formy miejskich upraw istnieją na całym świecie. Nie interesowały mnie ogrody z kwiatami ani takie, które drodzy projektanci tworzą na dachach domów na zamówienie. Chciałem pokazać ludzi, którzy tworzą swój ogród, bo jest to wynik ich autentycznej potrzeby kontaktu z naturą i produkcji zdrowej żywności. Dlatego szukałem ich na peryferiach: w slumsach, w biednych dzielnicach i na obrzeżach miast.