Joanna Podgórska: – Mija 40 lat od premiery pierwszego odcinka serialu „07 zgłoś się”. Telewizja emituje go niemal każdego roku. Porucznik Borewicz wiecznie żywy?
Robert Dudziński: – Faktycznie, „07” jako jeden z niewielu seriali kryminalnych nakręconych przez Telewizję Polską nie został zapomniany.
Dla mojego pokolenia to sentymentalna podróż w czasy dorastania. Ale czego szukają w nim ludzie, którzy nie pamiętają PRL?
Być może kampowej przyjemności, czyli obcowania z czymś, co w ich odczuciu jest najprawdziwszym, niezamierzonym kiczem. Jest to także jedna z przyczyn mody na PRL wśród młodego pokolenia. Przy czym obraz Polski Ludowej, jaki funkcjonuje wśród młodych ludzi, bywa wybiórczy i przypomina czasem Frankensteina, pozszywanego z różnych kawałków. Z jednej strony trwa tam nieustannie epoka stalinowska i walczą żołnierze wyklęci, z drugiej życie wygląda jak w filmach Barei, gdzie wszystko jest śmieszne i groteskowe. Dochodzą do tego jeszcze jakieś pojedyncze obrazy z czasów Gomułki i Gierka. A na to nakłada się fascynacja ówczesną stylistyką, zdobnictwem, designem. Dla młodych ludzi to jest po prostu retro. Innego nie mamy, bo do czego mielibyśmy się odwoływać? Może do międzywojnia, ale to jednak czasy zbyt odległe. Współcześnie Borewicz ze swoimi podbojami miłosnymi funkcjonuje więc gdzieś na pograniczu barejowskiej groteski i stylistyki retro. To przemieszanie polskiej przaśności tamtych lat z zachodnią konwencją.
Mówiono, że Borewicz to polska odpowiedź na Bonda.
Ta powracająca wciąż fraza o „peerelowskim Bondzie” to właśnie jeden z syndromów bareizacji pamięci o Polsce Ludowej – gdy słyszymy o polskim agencie 007, od razu wiemy, że jest groteskowo i przaśnie.