Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Czy da się walczyć z mową nienawiści na Facebooku? I jak tam uciszyć ks. Międlara?

Charis Tsevis / Flickr CC by 2.0
Ks. Jacek Międlar folguje sobie w sieci (i poza nią), nie ponosząc żadnej wyraźnej odpowiedzialności. Serwis Zuckerberga średnio sobie radzi z takimi przypadkami.

Z księdzem Jackiem Międlarem jest trochę jak z Krystyną Pawłowicz – w razie gdyby powiedział słowo za dużo, środowisko, do którego przynależy, jakoś się za nim wstawi. Będzie dla Kościoła wygodny i niewygodny jak posłanka Pawłowicz dla PiS, czyli nieco za ostry, ale generalnie potrzebny. Na przykład pobożnym narodowcom, którym jawi się jako duchowy autorytet, bo mówi ich językiem i poglądy ma zbliżone.

Po kazaniu wygłoszonym w katedrze białostockiej na okoliczność 82. rocznicy narodzin ONR ks. Międlarowi zakazano wystąpień publicznych. Ale – po pierwsze – nadal zabiera głos i nadal nie przebiera w słowach. Po drugie – sami duchowni, nawet jeśli ks. Międlar czasem im wadzi, nie ganią go publicznie, nie odcinają się od tego, co mówi. Mogą mu nie przyklaskiwać, ale po cichu, milcząc, klepią go po plecach.

Parę dni temu ks. Międlar oczerniał publicznie posłankę Nowoczesnej Joannę Scheuring-Wielgus (więcej w komentarzu Joanny Gierak-Onoszko), którą przedstawiał jako zwolenniczkę aborcji (czyli zabijania dzieci) i islamizacji (kolejnej zarazy). „Kiedyś dla takich była brzytwa” – stwierdził dziwnie nostalgicznie. Czym sobie posłanka zasłużyła? Złożyła w sprawie białostockiego kazania zawiadomienie do prokuratury. Duchowny nie nadstawił więc policzka, ale pogroził jej brzytwą.

Reporter Wojciech Tochman uznał, że pora z tym skończyć – i przynajmniej z Facebooka czas usunąć kapłana i jego zwolenników, zrzeszonych licznie na fanpage’u (tak samą siebie ta społeczność nazywa) „Cała Polska w obronie księdza Międlara”.

Reklama