Marcin Piątek
13 września 2016
Bogaty jak PZPN
Złoty środek piłki
Polski Związek Piłki Nożnej nigdy nie był równie bogaty jak teraz. Środowisko oczekuje, że ten dobrobyt spłynie na całą dyscyplinę.
Pieniądze płyną do PZPN szerokim strumieniem. Awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy został wyceniony przez UEFA na 6,5 mln euro. Bilety na krajowe mecze reprezentacji schodzą na pniu, a na każdym organizowanym na Stadionie Narodowym PZPN zarabia około 1,5 mln zł. Dobra koniunktura przyciąga sponsorów (ostatnio dołączył popularny market budowlany) i oznacza wyższe stawki za prawa telewizyjne do spotkań oraz sprzedaż firmowanych przez PZPN gadżetów, od których w każdym supermarkecie uginają się półki.
Pieniądze płyną do PZPN szerokim strumieniem. Awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy został wyceniony przez UEFA na 6,5 mln euro. Bilety na krajowe mecze reprezentacji schodzą na pniu, a na każdym organizowanym na Stadionie Narodowym PZPN zarabia około 1,5 mln zł. Dobra koniunktura przyciąga sponsorów (ostatnio dołączył popularny market budowlany) i oznacza wyższe stawki za prawa telewizyjne do spotkań oraz sprzedaż firmowanych przez PZPN gadżetów, od których w każdym supermarkecie uginają się półki. Budżet zaplanowany na 2016 r. wynosił 140 mln zł, ale awans kadry na Euro, a następnie dobry występ w turnieju wywindowały go do prawie 190 mln. Prezes Zbigniew Boniek nie stwarza jednak wrażenia, że zarządzana przez niego federacja ma kłopot z bogactwem. Mówi, że imponujący jednorazowy zastrzyk w postaci premii za Euro to dochód brutto, który został uszczuplony o premie dla sztabu szkoleniowego oraz piłkarzy (wywalczyli 30 proc.), a jeszcze wcześniej miliony poszły na przygotowania reprezentacji oraz na pobyt we Francji. – Na czysto została nam jakaś jedna trzecia – precyzuje prezes. Zastrzyk dla Młodych Orłów O tym, że piłkarze potrafią twardo negocjować, wiadomo nie od dziś. Wychodzą z założenia, że to oni swoją grą zarabiają dla PZPN miliony, poza tym użyczają wizerunku w kampaniach reklamowych oficjalnych sponsorów i partnerów futbolowej federacji. Więc konkretny udział w finansowym sukcesie jest czymś jak najbardziej oczywistym. O rezygnacji z premii nie słychać, ale niektórzy umieją się dzielić. Kamil Glik przekazał 150 tys. zł na budowę boiska na swoim rodzinnym osiedlu w Jastrzębiu-Zdroju. Fundacja Kuby Błaszczykowskiego organizuje turnieje piłkarskie. Arkadiusz Milik regularnie wysyła paczki ze sprzętem do swojego pierwszego klubu, Rozwoju Katowice. Robert Lewandowski podobnie angażował się w pomoc dla Varsovii. Przynajmniej dopóki grał w Borussii Dortmund – wyniesienie go na orbitę Bayern spowodowało, że stał się nieosiągalny. Nawet przy najlepszych chęciach piłkarze nie wyręczą PZPN w inwestowaniu w przyszłość. To zresztą statutowy obowiązek centrali. I realizuje go. Już od lat PZPN wspiera dziecięcy turniej „Z podwórka na stadion”, którego finały rozgrywane są na Stadionie Narodowym, przy okazji meczu o Puchar Polski. W 26 miastach odbywają się bezpłatne zajęcia w ramach programu Akademia Młodych Orłów – dwa razy w tygodniu, dla dzieci w wieku 6–11 lat. Dotowane są „piłkarskie” gimnazja oraz wojewódzkie ośrodki szkolenia sportowego młodzieży. PZPN organizuje rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów (dla 17- i 19-latków). W poprzednim sezonie ruszył program Pro Junior System, który premiuje konkretnymi pieniędzmi (10 mln zł do podziału) te kluby Ekstraklasy, I i II Ligi, które stawiają na wychowanków. W tegorocznym budżecie na wszystkie „młodzieżowe” cele zagwarantowano blisko 30 mln zł. Prezes Boniek mówi, że zastrzyk pieniędzy i oczekiwana finansowa stabilizacja na wysokim poziomie przełożą się na rozwój aktualnych projektów. Największy nacisk zostanie położony na nowe lokalizacje Akademii Młodych Orłów. Złośliwi twierdzą, że nie ma przypadku w tym, iż ofensywa skierowana w przyszłość z impetem uderzyła akurat w roku wyborczym. Boniek już potwierdził, że będzie ubiegał się o reelekcję. Konkurentów na razie nie widać – jakiś czas temu mówiło się o tym, że personalna wojenka między urzędującym prezesem a Cezarym Kucharskim (menedżerem Lewandowskiego) będzie miała swoją nową odsłonę podczas wyborów na fotel prezesa. Kucharski do tej pory oficjalnie nie potwierdził jednak swojej kandydatury. Poza tym podczas niedawnej serii wyborów w lokalnych związkach opozycja odbiła za mało stołków. Podczas zjazdu delegaci przychylni Bońkowi będą mieli większość. Liczne projekty rozwojowe firmowane przez PZPN będą na pewno dodatkowymi argumentami na rzecz kontynuacji obecnego kursu. Co nie znaczy, że w terenie panuje powszechny zachwyt dla działań inspirowanych z centrali. Zajęcia odbywające się pod szyldem AMO są często postrzegane jako szkodliwa konkurencja – bo ich plan nie jest skoordynowany ze szkoleniem w klubach. Poza tym bardziej niż w miastach – gdzie chętni do gry w piłkę i tak mają duży wybór, a status rodziców pozwala na opłacenie zajęć – ten darmowy program przydałby się na prawdziwej prowincji, bo tam możliwości są mniejsze, a bieda częstsza. Podobne zarzuty – wspierania zamożnych, de facto kosztem klubów skupiających się na pracy z młodzieżą – dotyczą też programu Pro Junior System. Janusz Kowalski, trener Gwarka Zabrze, mówi, że Lech Poznań, z którym Gwarek rywalizuje w Centralnej Lidze Juniorów (ale nie jest w stanie rywalizować na budżety) ma w perspektywie zastrzyk miliona złotych od PZPN za promowanie wychowanków. – A my dostajemy z miasta 80 tys. zł, podczas gdy wynajęcie autokaru na wyjazd do Szczecina kosztuje nas 7 tys. PZPN wprawdzie zwraca te wydatki, ale nie w całości – dodaje Kowalski. Boniek zarzuty dotyczące sposobu funkcjonowania AMO wyśmiewa. – Koordynacja? Metodologia? Zawracanie tym głów 10-latków nie ma sensu. Naszym celem jest popularyzacja piłki, tworzenie warunków do jej uprawiania. A że mamy w tym cel szkoleniowy, musimy skupić się na ośrodkach miejskich, bo tam jest większy wybór wśród dzieci. Krytyka programu wynika z tego, że mając do wyboru bezpłatne zajęcia w AMO pod okiem przeszkolonych przez nas trenerów i komercyjne szkółki, rodzice wybierają to pierwsze. Co do programu Pro Junior System prezes jest już bardziej elastyczny. Mówi, że trzeba się zastanowić, czy jest sens rozliczania Legii Warszawa z tego, że nie gra wychowankami, podczas gdy wiadomo, że klub reprezentujący polską piłkę w pucharach nie może sobie na ogrywanie wychowanków pozwolić, musi kupować gotowych piłkarzy. – Rozważamy, czy tych środków nie rozdysponować w inny sposób – deklaruje Boniek. Klubowe prowizje i opłaty Kontrast między mitycznymi milionami spływającymi do PZPN a klubową biedą jest olbrzymi. Waldemar Urban, prezes Tarnovii, mówi, że już za prezesury Grzegorza Laty słyszał, że PZPN nie stać na pomoc dla wybranych, bo wtedy upomną się wszyscy i centrala nie podoła finansowo. Obecny PZPN jakoś pomaga – niedawno przeznaczył do dyspozycji każdego z wojewódzkich związków po 300–400 tys. zł do rozdysponowania wedle potrzeb klubów (głównie kupowano sprzęt). Poza tym odciążył kluby, biorąc na siebie utrzymanie sędziów (od Ekstraklasy do II Ligi, a od 1 stycznia również w III Lidze). Od zeszłego sezonu nie pobiera już 2-procentowej prowizji od krajowych transferów, którą kluby jednoznacznie określały jako haracz. Przeróżne opłaty wciąż za to drenują konta klubów stawiających na pracę z
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.