Dobra materialne można zapisać w testamencie, ale co zrobić z kontami w mediach społecznościowych? – zastanawia się Tim Herrera w felietonie dla dziennika „New York Times”. I wbrew pozorom nie jest to sprawa błaha. Bywa – i to wcale nie tak rzadko – że konta zmarłych pozostają aktywne po ich śmierci, pogłębiając cierpienie bliskich, a innych wprowadzając w błąd. Według ostatnich doniesień zmarłych na Facebooku będzie wkrótce więcej niż żyjących!
„W ostatnich dwóch dekadach centrum naszego życia przesunęło się w stronę internetu” – notuje Herrera. Tworzymy tu jakieś wersje samych siebie. Na różnych portalach zamieszczamy różne informacje na swój temat. Na niektórych dzielimy się zdjęciami, na innych ujawniamy przebieg naszej kariery zawodowej, na jeszcze innych – zdradzamy, jakiej słuchamy muzyki i jakie oglądamy filmy. Mnóstwo danych, po których zawsze zostaje jakiś ślad – bo nasze cyfrowe „ja” jest zasadniczo nieśmiertelne.
Dlatego – podpowiada publicysta „NYT” – już teraz, za życia, warto się zastanowić, co z tym począć. Czyli zadać sobie dwa pytania: gdzie jesteśmy aktywni w sieci i jakie dane w tych miejscach zamieściliśmy. „To ponura myśl, ale to jak spisywanie testamentu. I jeszcze jedna forma oswojenia własnej śmierci” – pisze Herrera.
Są takie portale, które przygotowują się na okoliczność naszej śmierci – jakkolwiek makabrycznie to brzmi. Ale są i takie, które niekoniecznie zakładają taką możliwość. Martwe dusze błąkają się tu i tam, przypominają całkiem aktywne konta i wliczają do statystyk. Trzeba więc wziąć sprawy w swoje ręce.
Jak popularne serwisy przygotowują się na ewentualność śmierci swoich użytkowników – i jak sami użytkownicy mogą z tych narzędzi korzystać?