Ziemia jest płaska. No jest i już. To nie jest nawet teoria spiskowa, mamy to przecież przed oczami. Mówię wam: przed oczami to mamy. A i tak nas okłamują – to nie wyznania odpowiednika Mariusza Maxa Kolonki w świecie internetowej pseudonauki. Tymi słowami ogólnoświatowy rozgłos kilka tygodni temu zyskał Kyrie Irving, gwiazdor NBA. Nie żartował. Zanim podziękować mu za dobre słowo zdążyło międzynarodowe, działające również w Polsce, Stowarzyszenie Płaskiej Ziemi, do „płaskoziemskich” deklaracji ośmielił kolejnych znanych koszykarzy. W tle pobrzmiewały rzekome knowania NASA, spiski trzymających władzę oraz ułomność amerykańskiego systemu edukacji.
Irving ma 25 lat i do tej pory zarobił na koszykarskich parkietach ponad 56 mln dol. Po szkole średniej zaliczył rok na Uniwersytecie Duke, który wykształcił dwóch noblistów i zatrudniał dziewięciu innych laureatów tej nagrody. Gdy zawodnik zarzekał się, że nie wierzy w kulistość Ziemi, a przy tym, że zna naukę i wie, jak wielu fałszywych rzeczy dzieci uczą się w amerykańskich szkołach, kpiono, że sportowcy powinni przymusowo zaliczać pełne cztery lata studiów, zanim zajmą się karierą wyczynową. Sytuację próbował ratować komisarz NBA Adam Silver, który żartował, że też uczęszczał do Duke, tylko prawdopodobnie do innych wykładowców. „Kyrie chciał po prostu być trochę prowokacyjny i zwrócić uwagę na problem tzw. fake news. Uważam, że to mu się udało” – argumentował Silver.
Jego interpretacji nie podzielili inni koszykarze solidaryzujący się z poglądami Irvinga. Wilson Chandler z Denver Nuggets napisał na Twitterze, że w pełni zgadza się z teoriami kolegi z Cleveland Cavaliers. Draymond Green z Golden State Warriors zastrzegł co prawda, że nie wie do końca, czy Ziemia jest jak piłka, czy jak serwetka, ale.