Zła cisza
„Ptaki śpiewają w Kigali”. Poruszający polski film o ludobójstwie w Rwandzie
Polski głos w sprawie afrykańskiego ludobójstwa może budzić zdziwienie. Eksperci PISF, przyznając zaledwie 5,3 mln zł dotacji na ten projekt, jakby w niego nie wierzyli. Kręcony w trzech krajach: Rwandzie, Kenii i Polsce, rozwijany przez blisko 11 lat, nie miał wielkich szans na powstanie. Także z powodu tragicznych okoliczności – przedwczesnej śmierci dwóch kluczowych twórców: Krzysztofa Krauzego, który zmagając się z chorobą nowotworową, zdążył wziąć udział tylko w sześciu dniach zdjęciowych (było ich w sumie 70), oraz Krzysztofa Ptaka, jednego z trzech zaangażowanych w to przedsięwzięcie operatorów.
Na konferencji prasowej na festiwalu w Karlowych Warach, gdzie film miał światową premierę i gdzie nagrody aktorskie otrzymały grające główne role Jowita Budnik i Eliane Umuhire – za miesiąc pokazany zostanie także na Festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu, a do polskich kin wejdzie 22 września – dziennikarz z Belgii wprost pytał, jak ktoś z Europy Wschodniej może w ogóle mieć coś do powiedzenia w tak skomplikowanej i odległej kulturowo sprawie. – W Polsce zamordowano kilka milionów Żydów. Nie tylko my zmagamy się z konsekwencjami Holocaustu – przypominała reżyserka. Na wytknięcie wciąż nierozliczonej, postkolonialnej przeszłości Europy Zachodniej, której skutki m.in. w postaci kryzysu uchodźczego dotykają teraz wszystkich, nie starczyło już czasu.
Kobiety z traumą
W filmie pojawia się jednak myśl, że katastrofa z 1994 r. w Rwandzie to nie jakaś tam odległa wojna dwóch wyrzynających się pasterskich ludów, tylko kolejne starannie przygotowane ludobójstwo, które miało swoich architektów: białych, wykształconych na Sorbonie urzędników, uzbrojonych w postępowe ideologie. W wielu zrealizowanych do tej pory tytułach poświęconych tej rzezi ten aspekt wstydliwie lub z premedytacją bywa pomijany.