Salto Lurysa
Ryszard Kołodziejczak: zjednoczył rolkarzy, teraz oni mogą się odwdzięczyć
Rafał Pierzchalski nie od razu go poznał, kiedy wjechał na wózku do gabinetu. Ale charakterystyczna bródka podpowiedziała mu, że to Ryszard Kołodziejczak – człowiek, który zaraził w całej Polsce tysiące młodych ludzi, także jego, rolkową zajawką. Ryszard też nie od razu rozpoznał w nim chłopaka, jakim był wtedy Rafał, dziś szef działu protez w Wojewódzkiej Poradni Rehabilitacji i Zaopatrzenia Ortopedycznego w Łodzi. Nie widzieli się chyba kilkanaście lat. Rafał pamiętał go jako energicznego faceta, radzącego sobie z nastolatkami, w których buzowały hormony, a teraz zobaczył schorowanego człowieka bez nogi, którego nie stać na dobrą protezę i dalsze leczenie. Trzeba mu pomóc – pomyślał. Umówił się z nim na następną wizytę i w tajemnicy skrzyknął do gabinetu dawnych rolkowców – zawodników drużyny założonej przez Ryszarda, 20 lat temu najsłynniejszej w Polsce. Przyszło ich blisko dziesięciu. Zaskoczonemu Ryszardowi zakręciły się łzy w oczach. Kim był dla nich Ryszard? Niektórzy mówią dziś o nim: nasz mentor. Na pewno był menedżerem, ale i nieformalnym wychowawcą. Niewyrośniętym chłopaczkom kazał do siebie mówić po imieniu.
Ulica Jaracza, Wschodnia i Włókiennicza – trójkąt bermudzki łódzkiego Śródmieścia. Obskurne podwórka. W bramach używki, bijatyki, kradzieże. Gdyby nie rolki, można było popłynąć w złym kierunku, nawet utonąć – uważa Piotr Kurzawa, były zawodnik łódzkiej drużyny rolkowców, mieszkający wówczas w pobliżu. Dzięki Ryszardowi wielu tego uniknęło. W drużynie zapominało się o niebezpiecznych głupotach, liczyło się tylko to, by zająć dobre miejsce na zawodach. Adam Michniewski, też były zawodnik, mieszkał przy ul. Rewolucji, w Śródmieściu. Połowa młodych z jego kamienicy się stoczyła, bo nie miała takiego wsparcia jak oni albo zaparcia.