Świat marketingu w dużej mierze należy do tzw. influencerów. Tradycyjna reklama odchodzi w niepamięć, co było do przewidzenia – ile razy można grać twarzą znanego aktora? Nadszedł czas konsumentów, którzy swój wybór uzależniają od liderów opinii, oczekując w zamian autentyczności, unikatowości, a przede wszystkim stałego kontaktu.
W ostatnich 12 miesięcach liczba wyszukań frazy „influencer marketing” wzrosła o 325 proc. – podaje portal Influencer Marketing Hub. Czyli coraz więcej osób postrzega ten zawód jako pomysł na życie. Kuszą zarobki (od 50 do 10 tys. zł za kampanię) i warunki. Pociąga też ewentualna popularność.
Influencerzy stają się atrakcyjnym kąskiem dla firm. W USA suma wydana na działania influencera przynosi siedmiokrotnie wyższe zyski.
Żeby jednak zaistnieć, trzeba być wytrwałym i mieć pomysł. Jednym z popularniejszych kanałów komunikacyjnych jest oczywiście Instagram. Z badań Influencer Marketing Hub wynika, że w 2018 r. wartość influencer marketingu wyniesie tutaj 1,7 mld dolarów, czyli pół miliarda więcej niż obecnie. Dwa lata temu w aplikacji opublikowano 3,6 mln wpisów sponsorowanych, w roku ubiegłym jeszcze ich przybyło (6,8 mln). A rok 2017 zdecydowanie należy do tego segmentu rynku – firmy opłaciły już blisko 13 mln treści. Szacuje się, że rok 2018 podwoi tę liczbę.
I choć liczy się jakość, bo treści mają przyciągać i mobilizować potencjalnych konsumentów do inwestowania w reklamowany produkt, to wiele firm spogląda przede wszystkim na zasięg posta, czyli liczbę obserwujących. Takie postrzeganie influence marketingu stwarza warunki dla czarnego rynku – w internecie pojawiają się ogłoszenia firm, które oferują zakup obserwujących.