Michelle Bachelet, prezydent Chile, przeprowadza rewolucję w swoim konserwatywnym kraju
Można by rzec, że świat uformowany przez mężczyzn wywróciła do góry nogami. Już sama jej aktywność w tutejszej polityce jest odstępstwem od reguły. Zaczęło się 11 lat temu, kiedy prezydentem Chile została po raz pierwszy – jako pierwsza kobieta w historii tego kraju.
Mowa o 66-letniej Michelle Bachelet. W 2006 r. jej wygrana w wyborach prezydenckich była symbolicznym sukcesem kobiet, choć w praktyce niewiele się zmieniło. Dopiero teraz Bachelet udaje się przetransformować to konserwatywne państwo w miejsce przyjazne dla wszystkich – niezależnie od płci, poglądów i stylu życia.
Chile przyjazne dla każdego
„Nie możemy pozwolić, żeby dawne uprzedzenia okazały się silniejsze niż miłość” – stwierdziła pod koniec sierpnia, podpisując projekt ustawy zezwalającej na adopcję dzieci przez małżeństwa homoseksualne. Wcześniej, w 2015 roku, Chile uznało pary niemałżeńskie, w tym związki jednopłciowe. Chilijczycy mogą odtąd dziedziczyć własność po swoim partnerze i nabyć prawa do jego emerytury. A wszystko to wbrew Kościołowi katolickiemu, który sprzeciwia się reformom obyczajowym.
Jest ich zresztą więcej. Po blisko 30 latach w sierpniu tego roku częściowo zalegalizowano aborcję, do tej pory karaną więzieniem. Żeby to się stało, prezydent musiała przełamać sprzeciw prawicowej opozycji i namówić do wsparcia własnego koalicjanta – Chrześcijańską Demokrację.
Złagodzenie prawa aborcyjnego było jednym z priorytetów Bachelet. Debata parlamentarna w tej sprawie trwała dwa i pół roku – nie obyło się bez protestów ulicznych, sabotaży ze strony prawicy i chadeckich posłów rządowej koalicji. Parlament przegłosował w końcu ustawę dopuszczającą aborcję w trzech przypadkach: nieodwracalnego uszkodzenia płodu, ciąży pochodzącej z gwałtu oraz zagrażającej życiu kobiety.