Mecz może niespecjalnie emocjonujący, ale na widowni atmosfera elektryczna jak na derbach powiatu krapkowickiego w siódmej lidze. Z boiska można wyłowić każde słowo z potoku szczerych kibicowskich instrukcji: „Co ty? Zwariowałeś?”. „Do przodu, nie do tyłu!”. „Wstawaj! Szybciej! Z życiem!”. „Połóż się i leż!”. „Weź mnie nie poganiaj!” – odszczekuje się jeden z futbolistów. Widać, że presja trochę go paraliżuje. Może dlatego, że ma 9 lat, a w chórze krewkich ultrasów słyszy głosy rodziców.
– Udostępniłem ten film na Facebooku, żeby ludzie zobaczyli, co wyprawiają rodzice na meczach swoich dzieci. Że łamią wszystkie zasady, bywają agresywni, chamscy i czują się bezkarni – mówi Piotr Borkowski, trener młodych piłkarzy Polonii Warszawa. – Na jednym turnieju rodzice pobili się na trybunach o błąd sędziego. Zabrała ich policja. Podczas innych zawodów ojciec krzyczał do swojego syna: „Na twoim miejscu połamałbym mu nogę!”. Skandal.
Jak mogłeś to przegrać, ofermo?
Anonimowy arbiter piłkarski w wywiadzie z portalem Weszło: „Sędziowałem mecz ośmiolatków na orliku u siebie w mieście. Jeszcze nie zdążyłem wyjść na boisko, a jakiś nabuzowany rodzic do mnie – ku..., sędziuj dobrze, bo stąd nie wyjedziesz!”. Wyzwiska wobec młodych piłkarzy? „Notoryczne”. Ktoś się wyróżnia? Rodzic z drużyny przeciwnej. („Zaj… mu, skoś go, niech kontuzji dostanie!”). Mecz rocznika U12: po wzajemnych obelgach wobec siebie, po ostatnim gwizdku rodzice zaczęli się bić. „Atmosferę uspokoili normalni kibice” – opowiada sędzia.
Trenerzy, sędziowie i różni animatorzy sportu młodzieżowego mają nazwę tego zjawiska, które jak plaga opanowuje boiska dla dzieci.