Decyzja Komitetu Wykonawczego MKOl oznacza, że na najbliższych igrzyskach w Pjongczang nie będzie rosyjskiej reprezentacji. Dopuszczeni do startu zostaną tylko ci rosyjscy sportowcy, których nie sposób posądzić o żadne dopingowe grzechy. Ale będą mogli wystąpić wyłącznie pod olimpijską flagą i w razie zdobycia złota zmuszać się do uśmiechu na podium, słuchając olimpijskiego hymnu. A na takie upokorzenie Rosja sobie chyba nie pozwoli. I bardzo prawdopodobne, że żaden tamtejszy przedstawiciel sportów zimowych do Pjongczang nie pojedzie.
Doping w rosyjskiej reprezentacji
Jak już było wiadomo od pewnego czasu, rosyjska potęga w sportach zimowych została zbudowana na wielkim oszustwie, którego istotą było podmienianie próbek z moczem pobranym od uczestników poprzednich igrzysk w Soczi przez dziurę w olimpijskim laboratorium – chwyt żywcem wyjęty z mało wyrafinowanego arsenału szpiegowskiego.
Najpierw śledztwa dziennikarskie, następnie nagły i niespodziewany przypływ szczerości Grigorija Rodczenkowa (szefa moskiewskiego laboratorium antydopingowego, który w obawie o własne życie uciekł do Stanów Zjednoczonych i zaczął „sypać” system), a następnie niezależne dochodzenia komisji śledczych Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego ustaliły, że dopingowy proceder był inspirowany odgórnie, ze szczytów władzy, a udział w nim traktowano jak patriotyczny obowiązek, szybką ścieżkę do podium, ku chwale ojczyzny.
Półtora roku temu skala procederu była już znana, a mimo to MKOl nie zdecydował się na wyrzucenie Rosji z letnich igrzysk w Rio, przerzucając decyzję o ewentualnym szlabanie na poszczególne federacje sportowe.