Fakty są następujące: badanie dopingowe po jednym z etapów Vuelta a Espana wykazało w organizmie Froome’a obecność salbutamolu w stężeniu dwukrotnie przekraczającym dozwolony poziom. Salbutamol jest substancją zawartą w lekach na astmę, a Froome jako astmatyk takie przyjmował, korzystając z furtki stworzonej przez Światową Agencją Antydopingową, czyli procedury wyłączenia terapeutycznego.
Ale salbutamol oprócz rozszerzania oskrzeli ma również działanie anaboliczne. Dlatego nawet chorzy sportowcy, stosując leki, muszą pilnować, by nie przeholować z dawkowaniem. Walcząc z negatywnymi skutkami choroby, nie mogą sztucznie podnosić swoich fizycznych możliwości.
Samo pojęcie chorego sportowca (zwłaszcza gdy odnosi się do przedstawiciela dyscyplin, w których fundamentem jest siła i wydolność) brzmi jak oksymoron. Ale cywilizowany sportowy świat już dawno ustalił, że choroba nie może być powodem dyskryminacji. Zdrowi mają jednak wątpliwości: czy aplikowana przewlekle choremu rywalowi substancja, wpisana przez WADA na listę zakazaną, tylko wyrównuje szanse czy jest nieuczciwym turbodoładowaniem?
U nas od lat budzi emocje podnoszona przez Justynę Kowalczyk kwestia astmatycznej plagi u norweskich biegaczy. Uważa ona, że rywalki uciekają w chorobę, by grać nie fair. Profesor Richard McLaren, jeden z największych współczesnych autorytetów walki z dopingiem, uważa że system wyłączeń terapeutycznych ma mnóstwo luk, a sportowcy skwapliwie z tego korzystają. I że z punktu widzenia walczących o uczciwość w sporcie te wyłączenia to prawdziwa zmora.