Kto mieszka w stolicy, ten może łatwo i szybko sprawdzić, czym tak naprawdę jest rower elektryczny. Wystarczy być zarejestrowanym użytkownikiem systemu roweru miejskiego o nazwie Veturilo. Dziesięć stacji Veturilo, zlokalizowanych na dole i na górze skarpy wiślanej, umożliwia skorzystanie właśnie z rowerów elektrycznych. Pierwsze dwadzieścia minut jazdy, podobnie jak w przypadku zwykłych jednośladów, jest bezpłatne. To idealny czas, aby znad Wisły szybko i z mniejszym wysiłkiem wjechać pod górę. W takie rowery zainwestowały również niektóre podgórskie gminy. Mieszkańcy Jedliny-Zdroju, Głuszycy i Świeradowa-Zdroju mogą za darmo wypożyczać jednoślady z dodatkowym silnikiem i wypróbować na lokalnych szlakach elektryczne wspomaganie.
Właśnie słowo „wspomaganie” jest w tym przypadku bardzo ważne. Niektórzy sądzą bowiem, że rowerem elektrycznym można poruszać się bez jakiegokolwiek wysiłku. Istnieją co prawda i takie modele, ale je trzeba traktować już jako motorowery. Typowy rower elektryczny (zwany również hybrydowym, aby podkreślić jego swoistą naturę) jest wyposażony w silnik, który ma pomagać użytkownikowi, a nie zupełnie go wyręczać. Kwestie techniczne regulują zresztą szczegółowe przepisy. Silnik w rowerze elektrycznym może mieć moc maksymalnie 250 watów. Dodatkowo wspomaganie zostaje wyłączone, gdy rowerzysta przekroczy prędkość wynoszącą 25 km na godz. Dzięki temu rower elektryczny jest przede wszystkim rowerem, a nie pojazdem mechanicznym, na użytkowanie którego wymagane byłoby prawo jazdy i szereg innych dokumentów.
Gonimy Europę
Moda na rowery elektryczne przybywa do Polski przede wszystkim z Zachodu. Tam w ostatnich latach takie modele dokonały prawdziwej rewolucji na rynku. Przykładowo w Niemczech już co piąty sprzedawany rower ma napęd elektryczny.