MAGDALENA MAKSIMIUK: – Mówi się czasem, że Brytyjczycy są bardzo pragmatyczni, żeby nie powiedzieć – nudni, jeśli chodzi o kuchnię. Kuchnia włoska, tworzona w chaosie i z sercem, to przeciwieństwo. Pan w swojej najnowszej książce łączy te dwa zupełnie różne, wydawałoby się, światy.
JAMIE OLIVER: – Wielka Brytania jest ciekawym przykładem, jeśli chodzi o kulturę gotowania i jedzenia, bo kształtowały się one szczególnie w czasie rewolucji przemysłowej i kilku następujących po sobie wojen. Wydaje mi się, że po drugiej wojnie światowej straciliśmy wyczucie smaku i jakości. Zwracam na to uwagę, bo przez pierwsze 10 lat kariery kucharza byłem gościem różnych talk-show we wszystkich możliwych krajach i wszędzie musiałem się tłumaczyć ze słabej jakości brytyjskiej kuchni. Przez lata pokutowało przekonanie, że na Wyspach nie da się dobrze zjeść. Ale historycznie sprawa nie jest wcale tak oczywista. Niestety, na złą opinię pracowaliśmy latami i ta zła fama teraz się za nami ciągnie.
Tymczasem wiele się zmienia. Wielka Brytania została zbudowana przez kolejne fale imigrantów. Wydaje mi się, że dziś jesteśmy trochę bardziej tolerancyjni i łatwiej akceptujemy odmienne kultury, a wraz z nimi odmienne smaki. Naturalnie, jeśli odwiedzasz typowe włoskie miasto, trafisz pewnie tylko na włoską kuchnię. Kiedy pojedziesz do jakiegokolwiek miasta w Anglii, masz duże szanse spotkać bardzo wiele różnych kultur jedzenia w jednym miejscu: hiszpańską, portugalską, chińską, marokańską, japońską.
Jak dotarliście do bohaterek książki i jak udało się namówić włoskie babcie na zdradzenie sekretów ich kuchni?
Bycie cudzoziemcem w podróży po Włoszech to prawdziwy dar. Wszyscy są niezwykle mili, jeśli tylko jesteś wystarczająco uprzejmy i kochasz jedzenie.