Słodki, słodszy, najsłodszy
Makagigi, czyli coś pysznego z orzechów i maku
Zawsze lubiliśmy słodycze. Od zarania dziejów ludzie delektowali się słodkim miodem. Kiedy w okresie wypraw krzyżowych przywędrował do Europy cukier trzcinowy, uznano go za niezwykle cenny smakołyk, ale też skuteczny na wszystko lek. Był produktem drogim, kupowano go w niedużych ilościach i chowano pod kluczem. Nawet cukiernice zamykano na kluczyki. W epoce renesansu słodkie cukrowe przysmaki, czyli konfekty, owijano w cieniutkie płateczki złota. Kiedy odkryto, że znakomitym źródłem słodyczy jest cukrowy burak, cukier, od 1802 r. pochodzący również z cukrowni na polskich ziemiach, taniał i używano go coraz hojniej, przede wszystkim do wypieków. Zaczęły pęcznieć zarówno książki podające przepisy na słodkości, jak i domowe zapiski. I tak jest do dziś. Najczęściej zapisujemy nie receptury dań mięsnych czy warzywnych, lecz ciast i ciasteczek. Dobre wypieki to polska specjalność, mamy w tej dziedzinie ogromną inwencję i mogą być powodem szczególnej naszej dumy. Na przykład słynne baby, które spopularyzował dwór Stanisława Leszczyńskiego w lotaryńskim Nancy, po wygnaniu go z Polski. W powodzi doskonałych francuskich dań tęsknił za polską babką (nasączaną rumem, co stanowiło jej dodatkowy atut). Baba polonaise do dziś bywa we francuskich cukierniach obecna.
A nasze makowce, pierniki czy mazurki? Przecież to naprawdę niezwykły smak.
W świetle XX-wiecznej nauki cukier okazał się jednak fałszywym przyjacielem, obecnie staramy się go więc unikać. Ale jakże pozbawiać się deserów, ciast, ciasteczek, legumin, tego, co powoduje, że z obiadowym stołem żegnamy się w dobrym nastroju? To byłby zamach na nasz dobrostan.
Kucharze i cukiernicy zgodnie zawsze twierdzili, że nie można zrobić dobrego ciasta bez dobrych składników. Dojrzewające miesiącami miodowe ciasta piernikowe, wspaniale pachnące makowce z ciemnym, słodkim nadzieniem z mnóstwem rodzynek i migdałów, rosnące w ciszy pełne żółtek baby.