Nie tylko dzieci czekały w czasach PRL na grudniowe święta. Czekali na nie wszyscy znamienici projektanci i ilustratorzy. Szczególnie na telefon z Biura Wydawniczego Ruch, bo w okresie przedświątecznym oznaczał jedno – zamówienie na okolicznościowe pocztówki.
A to w owym czasie była bardzo dobrze płatna i szybka fucha. Z Józefem Wilkoniem – jednym z najlepszych polskich ilustratorów – dokonujemy wspólnie szybko kalkulacji i wychodzi nam, że stawka za ilustrację na pocztówkę w połowie lat 60. była lepsza niż za ilustrację książkową. – O ile mnie pamięć nie myli, za całostronicową ilustrację do książki dostawało się jakieś 3 tys. zł, a za pocztówkę 5 tys. zł. Do tego zawsze co roku robiło się co najmniej jedną pełną serię, czyli 9 pocztówek, a za dodruk danego wzoru otrzymywało się dodatkowe pieniądze. Nie jestem w stanie nawet policzyć, jak wiele pocztówek zilustrowałem – wspomina Wilkoń.
Po 1956 r., gdy skończył się socrealizm, z okładek dziecięcego „Świerszczyka” zniknęli robotnicy, a ze świątecznych pocztówek gołąbki pokoju. Ruch rozwinął sieć kiosków, szerzej wprowadził do nich pocztówki i tanie książeczki dla dzieci z pięknymi ilustracjami, rywalizując na tym ostatnim polu z Naszą Księgarnią. Dlatego pocztówkowe fuchy nie należały do tych, których trzeba było się wstydzić. Brali je najlepsi, przede wszystkim artyści związani z polską szkołą ilustracji książkowej: Janusz Stanny, Janusz Grabiański (znany z pięknego elementarza Falskiego), Teresa Wilbik, Maria Uszacka, Marcin Szancer czy Zbigniew Rychlicki. Najciekawsze wzory powstawały w złotym okresie dla polskiego projektowania, czyli w latach 60. i 70. Jednak w porównaniu z plakatem, ilustracją książkową czy okładką płytową ten obszar projektowania graficznego jest dziś u nas pomijany i interesuje głównie kolekcjonerów.