Kiedy w poniedziałek zapłonął dach paryskiej katedry Notre Dame, internauci rzucili się do klawiatur, by jak najszybciej się wypowiedzieć. Żyjemy wszak w kulturze ciągłego komentarza – nie można pozostać obojętnym wobec żadnego zjawiska. I nie byłoby w tym nic złego czy dziwnego, gdyby nie wrażenie, że bierzemy udział w specyficznym konkursie: kto skomentuje to zdarzenie w sposób najbardziej egzaltowany, podniosły, nienawistny lub po prostu głupi.
Pożar Notre Dame karą boską?
Zaczęło się od jednoznacznego skojarzenia z karą bożą. W umysłach komentatorów wciąż funkcjonuje okrutny Bóg ze Starego Testamentu, który zsyła ogień i plagi, by ukarać swych wyznawców. A zarazem nie było zgody co do tego, za co właściwie Bóg tak wiernych karze. Prawa strona upierała się, że za laicyzację, wielokulturowość i prawa dla mniejszości seksualnych. A zatem odczekał ponad sto lat od upaństwowienia Kościoła, przeczekał pokolenia żyjących na francuskiej ziemi przedstawicieli mniejszości i dopiero w 2019 r. stracił cierpliwość?
Po lewej stronie sporu pojawiła się za to sugestia, że Bóg gniewa się być może za pedofilię w Kościele. Czy w racjonalnej rozmowie o problemach Kościoła wypada używać tak metafizycznych argumentów? To zresztą symptomatyczne, że komentatorzy sięgnęli po symbolikę, metafizykę i boskie poczynania, zamiast pytać np. o zasady BHP obowiązujące w czasie remontu.
Adam Szostkiewicz: Matka Boża w płomieniach
Kto podpalił Notre Dame, czyli teorie spiskowe
Obok komentarzy upatrujących źródeł pożaru w działaniach boskich pojawiły się od razu teorie spiskowe.