W marcu br. ekipa audycji „Strefa starcia” TVP Info zadała pytanie dotyczące prawa do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Coś poszło nie tak – ankieta, w której padło 30 tys. głosów, zakończyła się z wynikiem „53 proc. za prawem do adopcji”. Prawica zwęszyła spisek – „homolobby” miało kupić głosy „chińskich botów”, wśród głosujących dominowały bowiem konta z awatarami przedstawiającymi młodych chłopaków o azjatyckiej urodzie. Ankietę z niesłusznym wynikiem usunięto.
Ale to nie byli Chińczycy, tylko Koreańczycy. Konta należały zaś do młodych fanek K-Popu, czyli południowokoreańskiej muzyki popularnej. Fanki K-Popu są wszędzie. Na Twitterze chowają się za zdjęciami koreańskich idoli, ale mijane na ulicy wyglądają jak zwykłe nastolatki. Zdradzić je może najwyżej przypinka z ulubionym piosenkarzem. Krótkie filmiki publikowane w serwisie TikTok (POLITYKA 11) pozwalają zajrzeć do ich pokoi i zobaczyć ściany wytapetowane fotosami gwiazdorów – ślicznych młodych chłopców. Jak wszystkie inne nisze K-Pop funkcjonuje w świecie równoległym, więc długo praktycznie niezauważany był przez główny nurt.
Powoli się to zmienia – popularny na całym świecie koreański boysband Bangtan Sonyeondan (w skrócie BTS) w kwietniu wystąpił w amerykańskim programie „Saturday Night Live”. Przed tym występem twitterowy profil BTS_official obserwowało 14,4 mln użytkowników, dziś – 15,5 mln. Profile zrzeszające polski fandom, takie jak @BTSPolishARMY, mają prawie 24 tys. subskrybentek. Wystarczy, żeby przegłosować homofobicznych prawicowców. Popularność w sieci przekłada się na sprzedaż – najnowsza płyta BTS „Map of the Soul – Persona” dotarła na polskiej liście bestsellerów OLiS do drugiego miejsca i kilka tygodni utrzymywała się w ścisłej czołówce.