Magia Apple ciągle działa na ludzi, co widać po reakcjach na informację o tym, że karta kredytowa jest już dostępna na smartfonach losowo wytypowanych użytkowników iPhone’ów, którzy wcześniej zgłosili chęć otrzymywania powiadomień na ten temat. Banki mogą tylko pomarzyć o takim szumie medialnym wokół swoich nowości. Jeszcze w tym miesiącu usługa trafi do pozostałych użytkowników, ale na razie tylko w USA. Nie wiadomo, kiedy pojawi się w innych krajach.
Apple z kartą kredytową
Apple Card to usługa finansowa opracowana przez firmę z Cupertino wspólnie z bankiem Goldman Sachs i przy pomocy MasterCard. Rejestracja jest banalnie prosta i szybka. Trzeba korzystać z systemu operacyjnego iOS 12.4, podać adres, datę urodzenia, poziom dochodów i ostatnie cyfry numeru ubezpieczenia społecznego. Bank szybko (w mniej niż minutę) sprawdza wiarygodność kredytową i zatwierdza lub odrzuca zgłoszenie. W trakcie całego procesu użytkownik nie opuszcza pokładu swojego iPhone’a.
Apple jak to Apple – przechwala się bez końca, więc i tym razem przekonuje, że „przemyślał powtórnie” wszystko, co wiadomo na temat kart kredytowych. Z dumą podkreśla, że produkt został stworzony przez Apple, a nie przez bank. Jakby to drugie było ujmą. Znany z mocarstwowej renomy Goldman Sachs tym razem musiał się więc wycofać i tylko „zabezpiecza tyły”, czyli zapewnia finansową obsługę produktu. Jak być w cieniu, to tylko jednej z najcenniejszych spółek świata.
Czytaj także: Po co Facebookowi własna waluta?
Użytkownik kupuje, Apple zwraca
Trzeba przyznać, że pod względem dizajnu Apple udało się to, co robił wiele razy wcześniej, prezentując komputery, odtwarzacze muzyczne, tablety i smartfony. Prostota i minimalizm zrobiły swoje i Apple Card jest – jakkolwiek to brzmi – po prostu ładna. Użytkownik nie potrzebuje oczywiście fizycznej karty, ale może ją zamówić w trakcie rejestracji. Tytanowy prostokąt ma wygrawerowane tylko logo, imię i nazwisko właściciela. Wszystkie pozostałe informacje dostępne są w aplikacji Wallet. Kartą można płacić tam, gdzie nie są obsługiwane płatności Apple Pay. Producent nie przewiduje płatności zbliżeniowych, bo najlepiej, żeby wszystko odbywało się poprzez iPhone’a. Kartę otrzymuje się w kopercie i aktywuje za pomocą NFC, przykładając do iPhone’a. Bez rozmów z konsultantami telefonicznymi, potwierdzeń kodem z esemesa. I w tym przypadku jest inaczej.
Apple nie liczy tylko na miłośników wzornictwa przemysłowego. Kusi czymś, co zgrabnie nazywa „daily cash”, czyli zwrot gotówki za dokonywane transakcje. Nie oferuje systemu nagradzania w skali miesiąca czy tygodnia, ale każdego dnia. Klienci mogą uzyskać 3-proc. zwrot na wszystko, co zostało kupione od Apple, bez znaczenia, czy mowa o zakupach w sklepie firmy, App Store czy iTunes. Nieco niższy, 2-proc. zwrot wpada do portfela za pozostałe zakupy dokonane poprzez Apple Pay. Gigant zapowiada, że dotyczy to każdej kategorii, bez ograniczeń i haczyków. Najmniejszy jest 1-proc. zwrot z płatności za pośrednictwem fizycznej karty.
Czytaj także: Czy to koniec papierowego pieniądza?
Jak zrobić z Apple firmę usługową
Drugim wabikiem jest brak opłat. Apple zapewnia, że nie będzie pobierał np. opłat rocznych, opłat za transakcje zagraniczne czy karnych. RRSO wynosi od 12,99 do 23,99 proc. w zależności od zdolności kredytowej. Co ciekawe, kartą nie można kupować kryptowalut ani używać jej w transakcjach związanych z hazardem, w tym do zakupu kuponów na loterii. Apple nie chce więc puścić swoich klientów z torbami. Koncernowi zależy zapewne na tym, żeby dostęp do karty był otwarty dla jak najszerszego grona potencjalnych klientów, których można i w ten sposób związać z firmą i jej usługami. To część strategii nakreślonej przez prezesa Tima Cooka, który przyglądając się spadającej sprzedaży iPhone’ów, wymyślił, żeby zrobić z Apple firmę usługową.
Efekty widać już choćby w zaprezentowanych niedawno wynikach kwartalnych. Przychody ze sprzedaży smartfonów spadły z 29,47 do 25,99 mld dol., ale przychody ogółem w tym samym czasie wzrosły o 1 proc. Mniejszy popyt na nasączonym rynku smartfonów zrównoważyły rekordowe wpływy ze sprzedaży usług (11,5 mld dol.) i lepsza sprzedaż tzw. gadżetów do noszenia, czyli inteligentnych zegarków i bezprzewodowych słuchawek, które w Polsce razem z etui ładującym kosztują prawie 999 zł.
Apple przechodzi więc miękką transformację i ma coraz więcej sposobów na zarabianie. Koncern chce rywalizować z platformą Netflix, przyciągnąć graczy do nowego serwisu Arcade, no i skłonić użytkowników, żeby płacili za wszystko kartą kredytową z jabłuszkiem.
Czytaj także: Apple pokazał najdroższą „tarkę” świata