Nie pomaga skala tragedii sprzed zaledwie paru dni. Przypomnijmy: po polskiej stronie Tatr cztery ofiary śmiertelne i prawie dwustu porażonych przez pioruny lub poszkodowanych w wyniku paniki. Nie pomagają rozpowszechniane od czwartku przez wszystkie media i kanały komunikacji informacje o zamknięciu szlaku na Giewont. Nie pomagają tablice postawione przy szlaku i taśmy zagradzające wejście. Nie pomagają wygłaszane teraz już wszędzie pogadanki o zasadach bezpiecznego zachowania w górach. Ani powtarzane prawie do znudzenia prognozy pogody i zapowiedzi burz.
Osobista odpowiedzialność w górach
Naród dalej uparcie lezie w góry – żeby namalować swoje imiona na szczycie, zrobić fotkę i pochwalić się nią w internecie. Albo po to, by „zobaczyć krzyż”. Wniosek nasuwa się niestety jeden: skoro naród jest niereformowalny i odporny na edukację, a więc, mówiąc wprost, tępy, to i tępe narzędzia trzeba wobec niego stosować, a nie tylko debatować i pouczać.
Precyzyjną diagnozę zachowania narodu przedstawił tu niedawno dr Stefan Karczmarewicz. Zaproponował też receptę na tę chorobę. O detale oczywiście można się spierać, ale jest oczywiste, że prócz uczenia ludzi reguł obowiązujących podczas wypraw nie obejdzie się bez wprowadzenia zasady osobistej odpowiedzialności za swoje zachowanie w górach, czego konsekwencją jest np. ponoszenie kosztów ewentualnych akcji ratowniczych. Zasada ta nie przekreśla także możliwości administracyjnego zakazywania czy też limitowania wstępu w niektóre miejsca. Opłaty za akcje ratownicze – i to bezwzględnie egzekwowane – stosowane są choćby w Alpach, pomimo że kultura i wiedza górska jest tam generalnie o niebo wyższa.
Czytaj też: Zadeptane Zakopane
TOPR-owcy narażają życie
Ponoć do polskiej tradycji należy, że ratownicy TOPR (co trzeci rodak nie wie, co ten skrót oznacza, więc przypomnę: Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego) powinni zawsze iść w góry, by w imię szczytnej idei ratować cudze życie, narażając przy tym swoje. To zwykła obłuda!
Skoro strażnicy Tatrzańskiego Parku Narodowego w zimie ochoczo ścigają i karzą wysokimi mandatami narciarzy jeżdżących poza wytyczonymi trasami (choć ci akurat zwykle nieźle znają zagrożenia), to czemuż by nie mogli z równą skutecznością dbać o bezpieczeństwo na szlakach latem?
Czytaj też: Jak Aleksander Bobkowski budował kolejkę na Kasprowy