Media społecznościowe są wykorzystywane przez terrorystów w celach propagandowych, werbunkowych i do komunikacji wewnętrznej. Służą do dezinformowania i manipulowania opinią publiczną. Istnieje wiele sposobów wykorzystywania ich w sposób wrogi państwom, organizacjom i jednostkom. Naturalne jest zatem postawienie pytania, co administratorzy mediów społecznościowych robią, by temu zapobiegać, i dlaczego te działania są tak nieskuteczne. Na pytanie to odpowiadali przed senacką komisją ds. handlu, nauki i transportu m.in. Monika Bickert (Facebook), Nick Pickles (Twitter) i Derek Slater (Google).
Facebook zatyka palcem wyrwę w tamie
Przebieg przesłuchania był, niestety, zgodny z przewidywaniami. Przedstawiciele wymienionych korporacji przytaczali nieprzekonujące dane o zwiększaniu liczebności personelu kontrolującego szkodliwe treści, doskonaleniu algorytmów sztucznej inteligencji przeczesującej internet niczym pies gończy i skróceniu czasu reakcji po wykryciu naruszenia zasad.
Nie byli jednak w stanie zaoferować nowego podejścia do walki z ekstremizmem. Nawet jeśli Facebook deklaruje usuwanie circa 99 proc. wrogich treści, zanim zostaną zgłoszone, przypomina to zatykanie palcem wyrwy w tamie. Krytycy korporacji kontrolujących media społecznościowe wytykają im porażającą nieskuteczność, jak wtedy gdy zabójca z Christchurch w Nowej Zelandii przez godzinę transmitował na żywo na Facebooku popełniane zbrodnie.