MAGDALENA GORLAS: – Po co się przechodzi na piechotę dwie Ameryki?
ARKADIUSZ WINIATORSKI: – Aby lepiej i dokładniej poznawać świat, a przede wszystkim ludzi, bo to o nich od początku chodziło w mojej podróży. Wyprawa do Ameryki Południowej była moim marzeniem. W końcu w lipcu 2016 r. wyjechałem tam pracować jako wolontariusz podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Po ich zakończeniu autostopem dotarłem do Ushuai w Argentynie. Tam odwróciłem się i zacząłem podróż w górę mapy, czyli w stronę koła podbiegunowego w Kanadzie. W Panamie doszedłem jednak do wniosku, że jadę za szybko, że za dużo mnie mija, więc powinienem zwolnić tempo i zacząć iść pieszo. Kiedy dotarłem do Meksyku, poznałem Olę, zakochałem się. W dalszą drogę ruszyliśmy już razem. Ta wspólna wędrówka na piechotę zajęła nam rok. Pokonaliśmy razem Meksyk, Stany Zjednoczone, Kanadę i dotarliśmy na koło podbiegunowe. Nigdy nie myśleliśmy o tej podróży jak o czymś wyjątkowym. Nie chodziło nam o wielkie osiągnięcia, tylko o drogę i o to, co nas spotka.
ALEKSANDRA SYNOWIEC: – Dołączyłam do Arka dopiero w Meksyku, gdzie mieszkałam od 2011 r. Wyjechałam tam po skończeniu studiów latynoamerykańskich i przez lata pisałam o tym kraju dla polskiej prasy. Jestem też autorką przewodników, strony Mexico Magico Blog oraz książki reporterskiej „Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk”. W San Cristóbal de las Casas, gdzie mieszkałam, Arek miał zamiar spędzić tylko trzy dni, a został trzy miesiące. Kiedy już zdobył moje serce, decyzja o wspólnym marszu przyszła mi łatwo. Zakochani ludzie robią większe głupoty niż chodzenie na piechotę po Amerykach. Ta wędrówka okazała się też świetnym testem dla naszego świeżego związku. Śmiejemy się, że jeśli już tyle razem – dosłownie – przeszliśmy, to przetrwamy już wszystko.