Wywiad rzeka to szczególna forma, a Piotr Marecki „pływa” w niej wytrawnie, bo ma doświadczenie. Inna rzecz, że jego rozmówcami byli przedtem ludzie znani, wybitni filmowcy – Żuławski i Królikiewicz, obaj odpytywani na spółkę z Piotrem Kletowskim. I tym razem Marecki „magluje” tuza, tyle że innego rodzaju.
„Oni migają tymi kolorami w sposób profesjonalny” – dziwny tytuł, nieprawdaż? Okładka też nietypowa. Takie jej elementy jak dyskietka i kaseta magnetofonowa jasno kierują ku przeszłości, i to niedawnej. Wciąż żyje wielu jej świadków i uczestników. Jednym z nich jest ciągnięty tu za język Tomasz „TDC” Cieślewicz. Doświadczony programista, ba, należał do polskiej awangardy. Zaczynał pod koniec komuny, gdy słowo „programista” brzmiało... niepoważnie (o ile mnie pamięć nie myli, najczęściej używano bardziej pojemnego określenia „komputerowiec”).
Czytaj też: Drugie życie staroci
Książka nie jest opowieścią o narodzinach polskiej informatyki, bo ta jest starsza. Tomek był za to aktywnym uczestnikiem masowej – a ze względów finansowych mocno ograniczonej – komputeryzacji. Co ważniejsze, obserwował, jak branża gier wideo zapuszcza w kraju korzenie. Stało się tak, bo połknął bakcyla, gdy w połowie lat 80. komputery trafiły pod strzechy. Jak wielu najpierw grał w gry, potem sam próbował tworzyć. Nie poprzestał na hobbystycznym „dłubaniu” i współtworzył polski gamedevu.
Growe (przymiotnik lansowany przez branżę) pierwociny i proces komputeryzacji to temat na książkę sam w sobie, ale to nie wszystko, co tu znajdziemy.