Ludzie i style

Polska wioślarka o życiu w czasie pandemii przed olimpiadą

Po powrocie z Mistrzostw Europy w Glasgow w 2018 r. Od lewej: Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Springwald Po powrocie z Mistrzostw Europy w Glasgow w 2018 r. Od lewej: Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Springwald Andrzej Hulimka / Forum
Gdy najważniejsze jest zdrowie ludzi, igrzyska schodzą na dalszy plan – mówi Agnieszka Kobus-Zawojska, mistrzyni i wicemistrzyni świata, brązowa medalistka olimpijska w wioślarskiej czwórce podwójnej.

MARCIN PIĄTEK: – Gdzie zastała panią informacja, że zamykamy granice?
AGNIESZKA KOBUS-ZAWOJSKA: – Na zgrupowaniu w Portugalii. Już przed wyjazdem było stresująco. Miałyśmy kupiony lot przez Mediolan. Informowałam trenera, że boimy się tej przesiadki, bo wówczas, pod koniec lutego, coraz więcej mówiło się o tym, że sytuacja na północy Włoch wymyka się spod kontroli. W końcu poleciałyśmy z Warszawy bezpośrednio. Lotnisko w Mediolanie wciąż funkcjonowało, ale już zaczynała się nerwówka – w pośpiechu ściągano do kraju naszych kajakarzy będących na zgrupowaniu w Sabaudii.

Podczas waszego pobytu w Portugalii sytuacja zmieniała się z dnia na dzień.
Dla nas, sportowców wiodących uporządkowane życie, ten nagły stan chaosu i niepewności był trudny. Najpierw zalecenie pani minister, by sportowców jak najszybciej ściągnąć do kraju. Zamieszczane w mediach społecznościowych informacje od znajomych zawodników, zmuszonych do nagłej rezygnacji ze zgrupowań organizowanych również w Polsce. Zaniepokojeni trenerzy, rozmawiający o czekającej nas kwarantannie i zamykaniu baz Centralnych Ośrodków Sportu. Trudno było się skupić na treningu. Z jednej strony uspokajające zapewnienia, że termin igrzysk olimpijskich nie jest zagrożony. Z drugiej informacja, że z dnia na dzień zamykamy granice. Zaczęłyśmy szukać biletów na własną rękę, byle szybciej wrócić do Polski. Ale na szczęście został zorganizowany rządowy czarter, ministerstwo zapłaciło za bilety. Wróciłyśmy z lekkoatletami i grupą „cywilów”.

Czytaj też: Polka odkryła, jak układ odpornościowy walczy z SARS-CoV-2

Jak wygląda pani życie w przymusowej, dwutygodniowej kwarantannie?
Przeniosłam się wraz z mężem (Maciejem Zawojskim, również wioślarzem – red.) do domu moich rodziców za Warszawą. W swoim mieszkaniu w stolicy nie mam nawet balkonu, zamknięcie tam w czterech ścianach przypłaciłabym chyba depresją. Rodzice mają ergometr, tata ma 50-kilogramową sztangę własnej roboty, wzięłam z domu trenażer do treningu kolarskiego, klub zaopatrzył mnie w tzw. slajdy, czyli szyny, po których sunie ergometr, imitując ruch na wodzie. Robię typowy trening zimowy, ale na sucho.

Brakuje wody?
W końcu wypadałoby na nią zejść. A na razie nikt nie wie, jak będą organizowane obozy. Ponoć jest pomysł, by poddać dezynfekcji bazy w Centralnych Ośrodkach Sportu (przedstawiciele sportów wodnych zwykle trenują w Wałczu – red.), następnie przebadać pod kątem obecności wirusa wszystkich sportowców, którzy mieliby być tam zakwaterowani, skoszarować, odciąć od świata i ćwiczyć z myślą o igrzyskach. Jeśli to nie dojdzie do skutku, wrócę do Warszawy i będę chodzić na wodę – na Kanał Żerański albo nad Wisłę – i pływać bez dziewczyn, na jedynce.

Koleżanki z osady jak sobie radzą?
Maria Sajdak jest w takiej sytuacji jak ja – przeniosła się z mężem do teściów na działkę pod miastem. Marta Wieliczko i Kasia Zillmann są w domach rodziców. Ćwiczymy według nowego planu rozpisanego na gorąco przez trenera.

Czytaj też: Szczepionka przeciw SARS-CoV-2 najszybciej w historii?

A jaki był stary plan?
Przylot z Portugalii, pięć dni wolnego, powrót do Portugalii i wyjazdy na zawody Pucharu Świata. Ale wszystkie najbliższe zostały odwołane. Liczymy, że gdy kwarantanna minie, będziemy mogły trenować razem. Zawsze to raźniej. My przynajmniej mamy już zapewnioną kwalifikację olimpijską, ale dla wielu osad, zawodników ta kwestia miała decydować się na zawodach Pucharu Świata. Teraz, gdy je odwołano, są w kropce. Nie wiemy, czy będą rozdawać kwalifikacje przy stoliku, czy może uwzględniać wyniki z ubiegłorocznych mistrzostw świata.

Czy ten substytut treningu wystarczy do optymalnych przygotowań? Trudno przewidzieć, jaka będzie odpowiedź organizmu.
My przynajmniej możemy wdrożyć plan rezerwowy. A taki Paweł Fajdek młotem w pokoju nie rzuci. Jedyne, z czym może być problem, to czucie wody, bo nie pływamy razem, nie zgrywamy się. Ale pamiętam, że przed poprzednimi igrzyskami w Rio Magda Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj-Smolińska nie pływały razem, miały wymuszoną przerwę z powodu kontuzji, a i tak zdobyły złoto. Więc wszystko jest do nadrobienia.

Cały wioślarski świat jest w podobnej sytuacji.
Tak, zaglądam na profile w mediach społecznościowych prowadzone przez nasze rywalki. I nikt nie schodzi na wodę.

Czytaj też: Jak się nie zarazić? Co zrobić, gdy mam objawy infekcji?

Jak odczujecie te perturbacje, jeśli chodzi o finanse?
Jesteśmy zabezpieczone. Stypendium za ubiegłoroczne srebro na mistrzostwach świata dostajemy zgodnie z harmonogramem, wspiera nas sponsor: Totalizator Sportowy. Jedyne, co teoretycznie uciekło, to premie za wynik medalowy na zawodach Pucharu Świata od sponsora Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich – firmy Enea.

Największe obawy w tej sytuacji?
Najbardziej boję się o bezpieczeństwo rodziców, którzy muszą chodzić do pracy. Zapanował przygnębiający klimat – zdjęcia opustoszałej Warszawy są smutne, napawają obawami. Gdy najważniejsze jest zdrowie, igrzyska schodzą na dalszy plan. Jeśli jednak trzeba będzie wymyślić dla nich nowy termin, to chyba najlepsza byłaby jesień – nie wymagałoby to aż tak wielkich zmian w naszych kalendarzach. Mówi się, że mogą się odbyć latem 2021 albo nawet rok później.

Ostatnia ewentualność to byłaby prawdziwa rewolucja. W normalnym harmonogramie rok po igrzyskach zwykle jest spokojniejszy – to czas na podreperowanie zdrowia, nadrobienie zaległości w życiu osobistym. Perspektywa igrzysk w 2022 r. i potem, zgodnie z planem w 2024 r., to zbyt duża kumulacja. Czekamy. Na razie wybieganie zbyt daleko w przyszłość nie ma sensu.

Czytaj też: Koronawirus. Jeszcze więcej pytań i odpowiedzi

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną