Krótki wyciąg dla skołowanych: „RuPaul’s Drag Race” to talent show, w którym kilkanaście uczestniczek (same mówią o sobie w formie żeńskiej) rywalizuje o koronę „dragowej supergwiazdy” i 100 tys. dol. nagrody. Recepta na zwycięstwo? Wszechstronność. To królowe muszą ponętnie zapozować w zbiorniku z wodą, to nagrać piosenkę (i wykonać choreografię!), to uszyć kreację z materiałów z lumpeksu, to przeprowadzić na żywo wywiad z matką Cher. Szatnia, gdzie przygotowują się do występów, bywa świadkiem dramatów rodem z licealnych korytarzy, ale i przestrzenią zadumy nad problemami nieheteronormatywnej Ameryki: życiem z wirusem HIV, homofobią wśród muzułmanów, zaburzeniami psychicznymi i uzależnieniami w społeczności LGBTQ+.
Masturbacja przed kamerą
W 10 lat RuPaul, charyzmatyczny gospodarz show, uczynił z undergroundowej sztuki mainstreamowy fenomen. 12. sezon wystartował z należytą pompą, już w pierwszym odcinku Nicki Minaj komplementowała rapową nawijkę uczestniczek, a później było tylko lepiej. Zmagania oceniali już m.in. Daisy Ridley, Jeff Goldblum i kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez.
Na faworytkę wyrasta Sherry Pie (pseudonim sceniczny Joeya Gugliemelliego). „Mam nadzieję, że zostawiliście sobie miejsce na deser, bo przyniosłam ciasto” – rzuciła do kamery, wchodząc na plan. Słodkości stanęły producentom w gardle, gdy BuzzFeed dotarł do siedmiu młodych mężczyzn, oskarżających zawodniczkę o catfishing (podszywanie się pod inną osobę), wyłudzanie nagich zdjęć i nagrań oraz nakłanianie do masturbacji przed kamerą.
Czytaj też: