Ludzie i style

Superliga, czyli wielka awantura w piłce nożnej

Kibice Liverpoolu protestują przeciw decyzji właścicieli klubu o przystąpieniu do Superligi. Kibice Liverpoolu protestują przeciw decyzji właścicieli klubu o przystąpieniu do Superligi. Forum
To dywanowy nalot na europejski futbol. Jego skutków nie można do końca oszacować, ale wiadomo, że obudziliśmy się w innej piłkarskiej rzeczywistości.

Pojawił się nowy twór, a właściwie potwór – Superliga. Na początek tworzy ją dwunastka możnych: Arsenal, Chelsea, Liverpool, Manchester City, Manchester United i Tottenham, Atletico i Real z Madrytu, Barcelona, AC Milan, Inter Mediolan i Juventus. W sumie ma być 20 klubów, w tym aż 15 z gwarancją stałego uczestnictwa. Jak dotychczas akcesu nie zgłosiły Bayern Monachium, Borussia Dortmund i PSG.

UEFA pręży muskuły

Moment ataku wybrany został precyzyjnie. Właśnie dzisiaj UEFA miała ogłosić plany reformy Ligi Mistrzów, która przestała najwyraźniej zaspokajać apetyty bogaczy. Tymczasem rozgrywki Superligi w praktyce zastąpiłyby Champions League. W zglobalizowanym świecie spowodowałyby, że bogaci staną się jeszcze bogatsi. Obłuda rozłamowców jest obezwładniająca. Na czele Superligi stanął prezydent Realu Florentino Perez, który zapewnia, że chce współpracować z UEFA. Ta kooperacja zakończyłaby się pewnie podpisaniem aktu kapitulacji przez federację.

Oczywiście założyciele nowej organizacji robią to wszystko „dla dobra piłki nożnej”. Gdy tylko wystartują nowe rozgrywki, wszystkim ma się poprawić, np. bardzo skorzystaliby słabsi, dodatkowo finansowani ze specjalnego funduszu solidarnościowego. Wzrusza troska Pereza, rządzącego Juventusem Andrei Agnellego i ich kolegów.

UEFA na razie pręży muskuły. Francuskiej kancelarii zleciła przygotowanie pozwu, w którym będzie się domagać kilkudziesięciu miliardów odszkodowania. Grozi wyrzuceniem z rozgrywek ligowych, a „superligowi” zawodnicy mieliby zakaz uczestnictwa np. w mistrzostwach Europy. Brzmi to poważnie, ale czy rzeczywiście dojdzie do czołowego starcia? Nie chce mi się wierzyć, że uczestnicy nocnego ataku nie rozpoznali dokładnie przeciwników. Może znajdzie się za chwilę grupa działaczy, którzy uznają, że trzeba się dogadać.

Reklama