Gdy po dwóch godzinach marszu na czele grupy chodziarzy ciągle widzieliśmy Polaka, chyba wszyscy zadawali sobie pytanie, jak długo jeszcze. Tymczasem on oderwał się od rywali. „Postanowiłem grzać na maksa” – powiedział szczęśliwy za metą. Szło mu się tak dobrze, że przyspieszył i zostawił w tyle całą stawkę. Pod koniec było ciężko, ale się udało. Przy Tomali Patryk Dobek mógł uchodzić za murowanego faworyta biegu na 800 m. Chód w Japonii był drugim ukończonym na tym dystansie w życiu Polaka.
Czytaj też: Igrzyska w Tokio, czyli same kłopoty
Ojciec trenerem, dorabiał na budowie
Dotychczas Sapporo kojarzyło się najbardziej z mistrzostwem olimpijskim Wojciecha Fortuny w 1972 r. Od sobotniego poranka będziemy również wspominać Dawida Tomalę. Właśnie tam, 800 km od Tokio, rozgrywana była ta konkurencja.
W dzisiejszym sporcie, prawie całkowicie zawodowym na wyczynowym poziomie, przypadek Dawida Tomali jest tym ciekawszy. W sierpniu skończy 32 lata. Nie można powiedzieć, że jest nowicjuszem, był nawet na olimpiadzie w Londynie (19. miejsce na 20 km). Ale zawodowcem trudno go nazwać. Stypendium ledwo pozwalało na wiązanie końca z końcem, trzeba było dorabiać na budowie. Ojciec Dawida Grzegorz jest jego trenerem – społecznym. Do Tokio nie pojechał, ale syn twierdzi, że rola taty jest nie do przecenienia w jego karierze.
Czytaj też: Tokio 2020. Niechciane igrzyska
Korzeniowski w szoku
Można uznać, że Robert Korzeniowski wie o chodzie sportowym wszystko.