Ludzie i style

Jerry Springer. Cesarz śmieciowej telewizji

Jerry Springer Jerry Springer Rex Features / EAST NEWS
W wieku 79 lat zmarł Jerry Springer – aktor, dziennikarz i polityk. Największą sławę przyniósł mu telewizyjny talk-show, w którym gorące dyskusje kończyły się bijatyką.

Jerry Springer urodził się w rodzinie uchodźców z Holokaustu w Londynie, w czasie nalotu, a wychował w nowojorskiej dzielnicy Queens. Studiował politologię, brał udział w kampanii prezydenckiej Kennedy’ego. Po śmierci prezydenta pracował jako prawnik, a potem rozpoczął własną karierę polityczną. Mimo skandalu – przyłapano go na płaceniu za seks – i dzięki szczerości został wybrany do rady miasta Cincinnati. W 1977 przez rok był burmistrzem. Gdy kariera polityczna wygasła, zatrudnił się jako reporter i komentator w lokalnej stacji stowarzyszonej z NBC. W 1991 r. rozpoczął prowadzenie talk-show „Jerry Springer”, którego emisja trwała do 2018 r.

Początkowo poruszał tematy polityczne i społeczne, niekiedy bardzo poważne, ale w 1994 r. zaszła zmiana. Aby podnieść oglądalność, Springer wraz z nowym producentem zmodyfikowali format. Od tej pory program miał stać się areną, na której niczym w cyrku pokazywał przeróżne „dziwadła”, budując sensacyjne i emocjonujące sytuacje: zdradzanemu mężowi przedstawiano kochanka żony lub zapraszano osoby o dość nietypowym życiu miłosnym (w 2004 w programie pojawił się farmer i jego „żona”, klacz o imieniu Pixel). Najlepiej sprzedawały się wszelkie sytuacje konfliktowe, które zwykle w finale przeradzały się w bójki przy użyciu krzeseł. Springer patrzył na to z dystansem, z pozycji inteligenta w nienagannym garniturze.

Czytaj też: Dodomowa. Publicznie można powiedzieć już wszystko

Jerry Springer. Mądrale oglądają debili

Kto był odbiorcą tego programu, który w pewnym momencie popularnością pobił nawet show Oprah Winfrey? W 2000 r. program Springera doczekał się retransmisji w stacji Wizja Jeden, z tamtych czasów zachowała się rozmowa dwóch fanów przeprowadzona w internecie. Fan numer 1: „Program Springera jest banalny – chodzi o to, żeby debile robiły z siebie matołów i na koniec napierniczały się krzesłami po głowach. Przypuszczam, że większość pokazanych tam dramatów jest wyssana z palca”. Fan numer 2: „Jest moim zdaniem jeszcze fajniej – chodzi o to, żeby to Jerry robił z nich matołów. Jednym z powodów oglądania jest subtelna drwina prowadzącego z gości (...), którzy są ordynarnie za głupi, żeby zrozumieć, że występują tam nie jako gwiazdy, tylko jako pośmiewisko. Z tego, co wiem, Springera stale oskarżają o to, że to wszystko jest wyreżyserowane, a goście odgrywają ustalone role za kasę. Moim zdaniem ci debile są autentyczni, żaden aktor nie potrafiłby tak zagrać, choć możliwe, że im faktycznie płaci i że trochę to wszystko retuszują”. Obaj byli dziennikarzami z przeciwnych stron politycznego spektrum.

Czyli – to nie program, dzięki któremu przygłupy mogły oglądać innych przygłupów, ale dzięki któremu klasa średnia mogła poczuć się lepiej, patrząc na ludzi z klasy niższej w cyrku zorganizowanym przez klasę wyższą. Oczywiście, że każdy utożsamiał się z eleganckim Springerem, który demonstrował ten ludzki zwierzyniec. Dziś z podobną radością klasa średnia ogląda „Sprawę dla reportera”. Dramaty polskich bidoków są streszczane na TikToku i YouTubie przez stand-upera Daniela Midasa, który nie kryje swojej sympatii do występującego w programie mecenasa Kaszewiaka, sprawiającego wrażenie jedynego normalnego w tej „szopce dla reportera”. Program Elżbiety Jaworowicz tym różni się od show Springera, że na koniec zamiast bijatyki pojawia się jakiś łagodzący obyczaje artysta discopolowy.

Czytaj też: To się zdarza. Śmierć po występie w programie telewizyjnym

Telewizja: czarne zwierciadło

Można też nie wchodzić w analizy klasowe, przez chwilę zapomnieć, że zabawa odbywała się kosztem prawdziwych ludzi (bo przecież sami chcieli, prawda? do programu ustawiały się kolejki), i stwierdzić, że program był po prostu śmieszny – tak jak śmieszny jest slapstick albo imprezowicze z „Warsaw Shore”. I faktycznie jest coś uczciwego w jasnym postawieniu sprawy przez Springera, który z dumą przyjął krytyczną opinię „najgorszego programu w historii telewizji”. Gdy zapraszał przedstawicieli czarnej społeczności i członków Ku Klux Klanu, miało to w sobie coś z „Płonących siodeł” Mela Brooksa. W przeciwieństwie do rzekomo poważnych programów publicystycznych (to wciąż polski problem), które przyjęły podobną metodę zapraszania ofiary i kata (feministka i skrajny prawicowy oszołom), jednocześnie uznając to za szczyt pluralistycznej debaty.

Przy okazji można zauważyć, że wszelkie patologie znane z internetu zrodziły się najpierw w telewizji, tym czarnym zwierciadle, w którym przeglądało się społeczeństwo.

Śmieciowa telewizja miała też pozytywne strony – nie tylko pozwalała doświadczać przedziwnego katharsis, umożliwiając upust emocji zarówno gości, jak i widzów, ale i pokazywała ludzi, których istnienie w głównym nurcie było zamiatane pod dywan. Wśród „dziwadeł” występowali przecież np. przedstawiciele społeczności LGBT, co miało duży wpływ na ich widoczność i zaistnienie w powszechnej świadomości. Było to oczywiście upokarzające, ale kropla wydrążyła skałę – w XXI w. media traktowały mniejszości zupełnie inaczej.

Czytaj też: Tucker Carlson. Medialny guru amerykańskiej prawicy

Życie i fikcja

Dystans do tego, co robi, Springer pokazał w filmie „Austin Powers”, pastiszu kina o Jamesie Bondzie. Gra w nim samego siebie prowadzącego talk-show, w którym bohaterowie próbują rozwikłać swoje skomplikowane relacje (rzecz kończy się oczywiście bijatyką). Zagrał też postać wzorowaną na sobie w komedii „Ringmaster” w 1998 r., kolejny raz zacierając granicę między prawdą i fikcją. Jego talk-show był wielokrotnie oskarżany o aranżowanie bijatyk, zupełnie jak we wrestlingu.

Ciepło przyjął też powstanie brytyjskiego musicalu „Jerry Springer – The Opera”, chociaż przyznał, że to dziwne oglądać przedstawienie o sobie. Napisany przez Richarda Thomasa i Stewarta Lee musical okazał się skandalem i był oskarżany o bluźnierstwo, doczekał się też polskiej prapremiery w reżyserii Jana Klaty. To opowieść, w której postrzelony przez gościa programu Springer trafia do piekła, gdzie musi prowadzić talk-show z udziałem Jezusa, Adama, Ewy i innych biblijnych postaci.

Jerry Springer rozważał dwukrotnie start w wyborach do Senatu, ale wycofał się z powodu niesławy ciągnącej się za talk-show. Zamiast tego zagrał prezydenta w filmie „Obrońca” Dolpha Lundgrena. Polityka i show-biznes, jakie to amerykańskie!

Czytaj też: Oraz że cię nie wyłączę. Jak reality shows odżyły na streamingu

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną