Dokument o miłości
Dokument o miłości. W Excelu. Aplikacje randkowe już się nam przejadły
Jeśli pisać wiersze to – śladem starego/nowego premiera – w Excelu, a jak listy miłosne lub ogłoszenia personalne, to tylko w Wordzie lub jego pochodnych. Co się stało? Po dekadzie fascynacji aplikacjami randkowymi szukający mają dość. Mechanika przesuwania zdjęć w prawo – tak daje się drugiej stronie znać, że się nam podoba i liczy się na identyczny gest z jej strony – nie rusza już samotnych serc.
Bo ile można powiedzieć o kimś na podstawie kilku fotografii, którymi zresztą w dzisiejszych czasach można tak manipulować nawet bez posiadania fachowego oprogramowania, że rodzona matka nas nie pozna. Oprócz zdjęć „randkapki” dają naprawdę tylko podstawowe informacje, choć dla niektórych kluczowe – jak znak zodiaku, stan cywilny lub chęć posiadania dzieci, nałogi, hobby. A i tak w profilach pojawiają się coraz częściej raczej opisy poszukiwanej osoby niż poszukującej – albo te pozytywne (lista cech osobowości i wyglądu), albo negatywne („nie chcę, żebyś…”). Do aplikacji randkowych powoli zniechęcają użytkowników też algorytmy oceniające naszą atrakcyjność, a zatem i widoczność naszego profilu, według reguł, jakich dla świętego spokoju lepiej nie znać. W Polsce z najpopularniejszych „randkapek” korzysta nawet 3,59 mln użytkowników, jak podaje Mediapanel.pl, nie mówimy tutaj więc o żadnej niszowej sprawie.
Dla części z nich alternatywą może być najnowszy, chociaż przy okazji też najbardziej w stylu retro, sposób na złapanie miłości w sieci, czyli „randoc” („date-me-doc”). To dokument tekstowy, w którym zapisujemy… wszystko, co chcemy o sobie powiedzieć. „Jest w »randokach« coś dziwnego, może głupkowatego, co mi przypomina pierwsze lata popularności internetu” – mówi cytowana przez „The New York Times” programerka Connie Li, która taki dokument stworzyła, gdy szusowanie po aplikacjach nie pomogło jej znaleźć nikogo z, jak mówi, poważnymi intencjami.