Królik w kieszeni
Królik w kieszeni. Gadżet dla tych, których męczy nadmiar aplikacji
Nadmiar aplikacji na ekranie smartfona (laptopa, smartwatcha) może przyprawić o ból głowy, zwłaszcza że większość z nich chętnie wysyła nam powiadomienia, stale szturchając i przypominając o sobie. A to zużywa baterie, mentalne też (o ryzyku przebodźcowania pisaliśmy w POLITYCE 23/23). I na to wyzwanie próbują odpowiedzieć twórcy gadżetu o nazwie R1, zaprezentowanego na niedawnych targach technologicznych CES 2024. Nazwa start-upu, który za nim stoi, brzmi sympatyczniej: Rabbit Inc., po polsku królik. Ssak figuruje także w logotypie. Samo urządzenie mieści się w kieszeni, wizualnie przypomina skrzyżowanie smartfona, małej konsoli do gry i walkie-talkie.
Nie wymaga instalowania aplikacji, bo korzysta z własnego systemu operacyjnego. Musi mieć tylko dostęp do sieci i karty SIM. A potem radzi już sobie samo: zamiast szukać apek palcem na ekranie telefonu, wystarczy nacisnąć guzik umieszczony z boku R1. I wydać mu komendę, bo łączy w sobie również funkcje głosowych asystentów, takich jak Siri czy Alexa, ale nie „podsłuchuje” nas stale, gdyż mikrofon działa tylko po wciśnięciu przycisku. Tak przynajmniej twierdzą jego twórcy.
R1 zamówi nam też Ubera, puści playlistę na Spotify, zarezerwuje stolik w restauracji albo lot, upewniając się, że podróż nie koliduje z innymi naszymi planami. I że nas stać. W przyszłości ma się nas jeszcze sumienniej uczyć. Wbudowana w akcesorium kamerka („Rabbit Eye”) wykona wprawdzie zdjęcie, ale docelowo będzie można skierować ją w dowolny ekran i wyposażać w nowe umiejętności. Jak to ujął magazyn „Wired”: każdy króliczka wyhoduje sobie sam i dostosuje do swoich potrzeb.