Ludzie i style

Dzieci, koty i kłopoty. Co się kryje za aferą o kocią kawiarnię w Szczecinie

Kocia kawiarnia ze Szczecina narobiła hałasu w mediach społecznościowych. Kocia kawiarnia ze Szczecina narobiła hałasu w mediach społecznościowych. Reba Spike / Unsplash
Kocia kawiarnia ze Szczecina narobiła hałasu w mediach społecznościowych. Jak zwykle poszło o temat zapalny – obecność dzieci.

Dwa dyżurne tematy dotyczące kawiarń potrafią rozpalić internautów – wykluczanie dzieci albo studentów przesiadających z laptopem nad wystygłą kawą. Ci drudzy blokują miejsce, które mógłby zająć płacący klient, co ma znaczenie w małych lokalikach, te pierwsze to element wciąż nierozstrzygniętego sporu między rodzicami a dzieciofobami – czy mali ludzie mają prawo do przebywania w przestrzeni publicznej. Tym razem jednak zakaz przychodzenia z dziećmi poniżej 13. roku życia dotyczy miejsca szczególnego – kociej kawiarni – i nie jest taki oczywisty.

Koncepcja kociej kawiarni przywędrowała do Polski z azjatyckich metropolii. Lokale, w których można było wypić kawę i zjeść ciastko w towarzystwie przechadzających się kotów, powstały w odpowiedzi na społeczne zapotrzebowanie. Na przykład w Singapurze w dominującym budownictwie komunalnym nie wolno trzymać kotów (przepisy mają się zmienić dopiero w tym roku). Miłośnikom uroczych zwierzaków dano więc możliwość odwiedzenia ich w kocim lokalu – oprócz wypicia małej czarnej z kłaczkiem można się pobawić z kotami, pogłaskać je i zrobić zdjęcie.

Czytaj też: Kocie kawiarnie. Czy tu na pewno o miłość do zwierząt chodzi?

Kawa z kłaczkiem

Kiedy pomysł trafił na Zachód, uległ pewnej modyfikacji – wiele lokali łączyło działalność gastronomiczną z charytatywną. Koty zamieszkujące kawiarenki pochodziły ze schronisk lub były odratowywane z ulicy, jednym z założeń lokali było zapoznanie zwierzaków z potencjalnymi nowymi opiekunami. Do takich lokali należy właśnie Koci Zakątek Cafe ze Szczecina, przestawiający się jako „kawiarnia oraz dom tymczasowy dla kotów”. Na stronie internetowej można znaleźć galerię kotków do adopcji, jak również tych, które już znalazły dom.

Kotki znajdy mają szczególne potrzeby, często są nieufne i straumatyzowane, w regulaminie lokalu podkreśla się więc wymóg zapewnienia im komfortu i bezpieczeństwa – nie należy podnosić i brać kotów na ręce, przerywać im drzemek, karmić, bawić można się tylko dostępnymi zabawkami. Obowiązuje też limit wieku – 13 lat.

Do niedawna dzieci w wieku 9–12 lat mogły tu gościć w poniedziałki, ale lokal wycofał się z tego pomysłu. „Niestety, zachowanie dzieci (i rodziców) niewiele się poprawiło, a każdy poniedziałek jest ciężkim dniem dla kotów i dla obsługi. Rodzice nie pilnują dzieci, a na zwrócenie uwagi często reagują złością, wyjściem z kawiarni i nieprzychylną opinią. W poniedziałki budzenie kotów, machanie im zabawką przed pyszczkiem, zaglądanie do kociego pokoju przez przejścia dla kotów, bieganie, krzyczenie i czołganie się pod stolikami innych gości były na porządku dziennym” – brzmiał komunikat zamieszczony na Facebooku.

Czytaj też: Podróże, praca, restauracje. Dzieci włażą wszędzie

Koty czy dzieci?

Pojawiło się pytanie: czy zakaz wpuszczania dzieci jest dyskryminacją? O ile można zrozumieć sztywny zakaz dla przedszkolaków, o tyle już zakaz dla dzieci powyżej dziewiątego roku życia wydaje się dość zastanawiający. Mówimy o osobach, od których wymaga się już wiele, np. wypełniania obowiązku szkolnego czy – w religii katolickiej – odpowiedzialności za grzeszne zachowanie. To wiek, w którym zdobywa się kartę pływacką czy rowerową – pierwsze kroki ku dorosłości. No właśnie – z internetowych relacji wynika, że również dorośli nie potrafią się zawsze zachować odpowiednio i potrafią wziąć na ręce śpiącego kotka. Czy należy więc zakładać z góry, że każda młoda osoba będzie sprawiała problemy?

Być może kłopotliwy jest sam pomysł kocich kawiarń. Przypomina nieco problem z deskorolkami na pomnikach – jeśli nie chce się, żeby deskorolkarze po nich nie jeździli, może nie powinno się ich budować w kształcie skateparków? Kocie kawiarnie sprawiają wrażenie połączenia małego zoo (tam nie ma problemów z dziecięcymi odwiedzinami!) z salą zabaw i może dlatego dorośli je tak odbierają; koty traktowane są jak atrakcja, klient wychowany w toksycznym kapitalizmie płaci, wymaga i się domaga.

Być może problem leży po prostu w komunikacji. Trudno przejść obojętnie obok nieprzyjemnych komentarzy popierających decyzję kawiarni. „Doskonała decyzja, niestety te »dzieci« coraz gorsze, domowi bogowie, wszystko wszędzie wolno. Żenada. Ta kawiarnia to dom kotów, a nie rozwydrzonych gnojków” – cieszy się jedna z komentujących. Osoby nietolerujące obecności dzieci w miejscach publicznych wybierają kocie kawiarnie, „bo nie wpuszczają tam dzieci”; dobro kotów jest tylko pretekstem.

Czytaj też: Dzieci do restauracji nie wpuszczamy? Rozgorzała dyskusja

Akcja edukacja

Jak zwykle w takich przypadkach sprawdziłem, jak problem rozwiązano w Szwecji. W Sztokholmie działa Java Whiskers, która ma limit wieku typowy dla większości kocich lokali. Warto zwrócić uwagę na język, jakim posługuje się kawiarnia na swojej stronie. „Po długiej ocenie i przemyśleniach limit wiekowy został ustalony na dziesięć lat. (...) Decyzja uwzględnia dobro kotów, aby czuły się w środowisku tak bezpiecznie i spokojnie, jak to tylko możliwe. Aby uniknąć zamieszania i irytacji, nie robimy wyjątków – liczymy na Państwa zrozumienie”. Nie ma emocjonalnego języka, opowieści o niegrzecznych dzieciach i agresywnych rodzicach, które podsycają internetowe awantury.

To nie wszystko – limit wiekowy może zostać zniesiony, jeśli dziecko przejdzie kurs i dostanie „prawo jazdy na kota”. Kurs kosztuje 249 koron, jest prowadzony w ośmioosobowych grupkach (bez obecności rodziców!) i trwa godzinę – pół godziny teorii i pół godziny kontrolowanej zabawy z kotkami. Prowadzący oceniają, czy dziecko jest już gotowe na regularne wizyty. Popełnienie trzech błędów oznacza oblanie, ale można podjąć kolejną próbę (z 25-proc. rabatem).

Szwedzki przykład pokazuje, że można jednocześnie dbać o dobro zwierząt i podmiotowość dzieci, zamiast podsycać emocje i prowokować konflikty. A edukacja przydałaby się i dorosłym. Warto pamiętać, że to właśnie w Szczecinie atrakcją był uliczny kot Gacek, zaniedbany i przekarmiony odpadkami (ważył aż 10 kilo!). Dopiero interwencja Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami sprawiła, że został wyleczony i znalazł bezpieczny dom. Wzburzyło to wielu internautów, dla których Gacek był atrakcją turystyczną.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną