Żurawie w cyfrowym safari
Żurawie w cyfrowym safari, czyli wirtualna turystyka z domieszką humoru
Odkąd firma Google postanowiła zeskanować cały świat i zrobić jego cyfrową kopię w usłudze Street View, internauci polują na charakterystyczne samochody obwieszone kamerami. Funkcja, uruchomiona w 2007 r., pozwala na oglądanie zdjęć satelitarnych, ale i na wirtualną przechadzkę. Odwzorowaniu wprawdzie daleko do wizji z „Matrixa”, ale i tak rozkwitła „cyfrowa turystyka” – odwiedzanie miejsc bez potrzeby fizycznej obecności. Rzecz szybko spowszedniała i dziś jest traktowana jako coś oczywistego, poszukiwacze frajdy musieli znaleźć więc nowe pomysły na zabawę.
Internetowi detektywi korzystają z tego jako narzędzia, by np. obnażać prawdę o biznesmenach samochwałach (siedziba firmy okazuje się skromnym barakiem, a nie nowoczesnym biurowcem prezentowanym na stronie WWW). Ale jak zwykle najciekawsi są ludzie – zarówno ci, których kamery Google’a przyłapały w jakiejś sytuacji komicznej, jak i tacy, którzy sami postanowili zakpić sobie z korporacji. W oczekiwaniu na samochód skanujący okolicę przebierali się w stroje nurków (albo wręcz przeciwnie, wyskakiwali z ciuchów), zakładali maski konia czy inscenizowali sceny rodem z filmu akcji.
Najfajniejsze są spontaniczne reakcje – jak ta trzech japońskich uczennic czekających na przejściu dla pieszych. Na widok auta przyjęły zabawne pozy – w tym znaną z filmów kung fu pozę żurawia. Zrzut ekranu pod koniec maja trafił na portal X i z miejsca stał się wiralem. Żywiołowo zareagowali rysownicy, przerabiając dziewczyny na postacie z seriali anime i gier. Trend „cyfrowego safari” spotyka tu inny – uwieczniania charakterystycznych póz, sylwetek czy wyrazów twarzy w memach. Jeśli natrafimy kiedykolwiek na czarno-biały obrazek przedstawiający jakąś przesadzoną emocję (np.