Jazz i voodoo
Jazz i voodoo. Magiczna wyprawa do francuskiej dzielnicy Nowego Orleanu
Poranek pierwszego dnia w Nowym Orleanie dobrze zacząć choćby od wizyty w kultowej, bo istniejącej od 1862 r. Café du Monde przy ulicy Decatur w Dzielnicy Francuskiej, tuż nad brzegiem Missisipi. Wczesną porą prawie wszystkie stoliki będą zajęte. Ale zawsze można zamówić na wynos klasyczny, wręcz obowiązkowy zestaw: beignets, czyli francuskie pączki, oraz kawę. I ruszyć dalej. Dzielnica Francuska to najstarsza część Nowego Orleanu, a zarazem odzwierciedlenie burzliwej historii tego miasta. Od XVIII w., kiedy za sprawą francuskich osadników powstało jako La Nouvelle-Orléans, na zmianę znajdowało się pod rządami francuskimi, hiszpańskimi, ponownie francuskimi, aż wreszcie na początku XIX w. Napoleon sprzedał Luizjanę Stanom Zjednoczonym.
Tę mieszankę wpływów widać chociażby w niecodziennej architekturze, którą dzielnica, mimo nazwy, tak naprawdę zawdzięcza Hiszpanom. Po dwóch pożarach w XVIII w. to oni odbudowywali tę część miasta. Najbardziej charakterystyczne są tutaj kolorowe budynki z żeliwnymi balkonami pełnymi kwiatów i ażurowymi wykończeniami. Wieść niesie, że niektóre z domów są nawiedzone... Bo tutaj magia miesza się z rzeczywistością. Miejsca związane z tajemniczymi historiami czy voodoo, które trafiło do Luizjany wraz z setkami tysięcy niewolników z zachodniej Afryki, można znaleźć prawie na każdej ulicy. Przy jednej z nich mieszkała zresztą słynna Marie Laveau, nazywana „Królową Voodoo”.
Cały czas towarzyszy nam też muzyka – jak przystało na kolebkę jazzu i miasto Louisa Armstronga. Za najbardziej popularną i rozrywkową zarazem uchodzi Bourbon Street. Wzdłuż ulicy działają liczne bary, restauracje i kluby nocne, choć za dnia jest dosyć spokojnie – prawdziwe życie zaczyna się wieczorem. Z żeliwnych, koronkowych balkonów zwisają koraliki w trzech kolorach: fioletowym, złotym i zielonym.