Dorady w szalonej wodzie
Dorady w szalonej wodzie, czyli all’acqua pazza. Przepis rodem z Neapolu
W XVI w. rósł tu piękny las sosnowy. Nos musiał drażnić zapach rozgrzanej słońcem żywicy, a uszy – wrzask zamieszkujących to miejsce srok. Pewnie nie byłby to dla nikogo problem, gdyby nie zamiłowanie srok do błyskotek. Znosiły je do owego lasu, a zdobywały w dość krępujących dla wielu okolicznościach. Kiedy neapolitanki i neapolitańczycy wyskakiwali z sukien i spodni, porzucali w kątach koronkowe halki i koszule, zsuwali z palców pierścienie, a z dekoltów zdejmowali wspaniałe perłowe naszyjniki, sroki przystępowały do ataku. Obserwując falujące pośladki i biusty, wlatywały przez otwarte okna, zabierały z pałacowych komnat to, co podobało im się najbardziej. A potem leciały do lasu i zawieszały swoje zdobycze na drzewach.
Romanse w mieście nie były żadną nowością. W XIV w. urzędnik bankowy Giovanni Boccaccio – który zasłynął później jako autor „Dekameronu” – zakochał się w zamężnej neapolitance, nieślubnej córce króla, Marii d’Aquino. Schadzki odbywały się regularnie w klasztorze Sant’Arcangelo di Baia, ale Maria najwyraźniej się znudziła, bo znalazła sobie nowego kochanka – co Boccaccio odkrył, gdy postanowił śledzić ukochaną. Zraniony, wyjechał z Neapolu, wrócił do rodzinnego Certaldo i napisał utwór o kobiecej niewierności. Można żałować, że nie został i nie napisał więcej o swojej niewiernej kochance, bo Maria – nazywana przez Boccaccia Fiammettą – była zamieszana w zabójstwo króla Andrzeja, wuja naszej królowej Jadwigi, i została za to ścięta.
Dwa wieki później rzeczony las sosnowy wypełniał się błyskotkami niewiernych pań i panów. Pewnego dnia jedna ze srok okradła nie tego miłośnika romansów, którego powinna. Jej łupem padł bowiem pierścień neapolitańskiego biskupa. Ten poirytowany miał ekskomunikować wszystkie sroki w mieście.