Obrót rzeczy
Nie kupuj! Ciuchy się teraz podnajmuje. Wychodzi taniej, zdrowiej dla ciała i duszy
Po pierwsze, chodzi o to, żeby powiedzieć „nie” drożyźnie. Obserwujemy ją na codziennych zakupach czy w kawiarniach. I w tych sieciowych, i w tych niezależnych cena kawy z mlekiem oscyluje wokół psychologicznej bariery 20 zł. Ciasta też. Nawet tłusty czwartek okazał się odchudzający – oczywiście dla naszych portfeli. Ponoć pokolenie zetek – najlepiej zorientowane, co dziś robić, a czego nie – ukuło powiedzonko, że nie chodzi się do miejsc, gdzie napój kosztuje ponad 30 zł, a jaglanka czy owsianka ok. 40. Po drugie, ekologia. Planeta niedługo zacznie się smażyć w sosie własnym, więc na tyle, na ile możemy, nie przykładajmy do tego ręki, kupując plastikowe tanie ubrania w sieciówkach. Ani to zdrowe (mikroplastik), ani etyczne (niektóre z tych firm wykorzystują tanią siłę roboczą), ani ekologiczne (przemysł modowy jest jednym z najbardziej trujących). Po trzecie, wspólnotowość. W czasach, kiedy samotność jest plagą, warto dołączać do nawet najmniejszych grup, przynależeć do społeczności mającej podobne wartości i cele. Nawet jeśli jest to społeczność wirtualna.
I zamiast pytać premierów i polityków, jak żyć, szukajmy rozwiązań i oszczędności na własną rękę. Na te trzy zgłoszone powyżej problemy – albo jak chcą ludzie językowopozytywni: „wyzwania” – jest rozwiązanie. To platformy służące do podnajmowania ubrań – takie Airbnb, ale dla naszych szaf i półek z akcesoriami. Dają pasywny dochód, pomagają ograniczać wydatki i ruinę środowiska naturalnego. Do wyboru mamy takie adresy jak Air Closet, Tulerie, Social Closet czy choćby polska e-garderoba.
Jak to działa? Po stworzeniu konta w serwisie często musimy się poddać weryfikacji (która czasem ma formę wideorozmowy), aby sprawdzić, czy aby nie jesteśmy z frakcji traktującej ubrania jak szmatki do podłogi.