Legenda o Białej Damie z rawskiego zamku, czyli jak sobie po szlachecku życie zmarnować
Dobra, siadajcie wygodnie, bo mam dla was dzisiaj średniowieczną telenowelę, która pod koniec zamienia się w horror. W odróżnieniu od większości telenowel, które są horrorami od samego początku. W programie przewidziano złamane serca, rodzinne intrygi, decyzje gorsze niż ta o zadzwonieniu do byłej, duchy, no i księcia, który nie ogarniał nawet bardziej od współczesnych polityków.
Czytaj też: Od dziury do katastrofy, czyli legenda o powstaniu Sosnowca
Bez międzygatunkowych mezaliansów
Ale po kolei. Mamy XIV w., Zamek Książąt Mazowieckich w Rawie również Mazowieckiej. Już nie jest za ciekawie, a to dopiero początek. W roli głównej: Siemowit III, władca Mazowsza. Całkiem spoko gościu, dopóki nie postanowił schrzanić sobie życia na amen.
Historia rozpoczyna się w momencie, kiedy jego pierwsza żona Eufemia (chyba jej rodzice nie kochali) złośliwie umiera i zostawia Siemka samego z butelką i, co gorsza, własnymi myślami. Niewiele jest rzeczy bardziej przerażających dla ludzi władzy niż zaglądanie w głąb siebie, bo wtedy zaczynają widzieć prawdę. No więc Siemek zastosował klasyczny gambit prezydencki, tzn. stopniowo i bardzo ostrożnie, żeby za dużo nie porozlewać, zastępował myśli okowitą, a w wolnych chwilach polował. W ten sposób narodziły się związki łowieckie.
Przez czas jakiś Siemek pętał się po lasach, walił w dziki i rowerzystów, aż odnalazł nową miłość. Uprzedzając pytania – nie, nie pomylił jej z dzikiem (na jej szczęście) ani dzika z nią (ku rozczarowaniu dzika). Wszystko poszło po bożemu i bez międzygatunkowych mezaliansów. Siemowit III wziął za żonę Ludmiłę, córkę księcia Zębickiego.