Różowy lotos
Życie w Kerali toczy się na wodzie. Jeśli jest gdzieś „Wenecja Wschodu”, to tutaj
Niebiesko-pomarańczowy zimorodek przysiadł na gałęzi mangowca z rybą w dziobie. Po chwili spłoszył go warkot silnika łodzi. To nie pierwszy ptak, którego widziałam – kormorany suszyły skrzydła na uschniętym pniu drzewa, białogłowe kanie bramińskie pikowały w błękitne wody kanałów, by szponami uchwycić ofiarę, białe czaple o żółtych stopach brodziły w przybrzeżnych płyciznach. Nie udało mi się dojrzeć tylko dzioborożca z charakterystyczną naroślą na żółtym dziobie. Stanowy ptak Kerali podobno występuje raczej w górach na wschodzie.
Wzdłuż wybrzeża Morza Arabskiego, między miastami Koczin i Kollam w południowych Indiach, rozciąga się pas półsłonych rozlewisk połączonych kanałami. Potocznie nazywa się go backwaters – „tylne wody”. W sumie to ponad 1500 km dróg wodnych, czasem wąskich i zarośniętych tak, że ledwo przeciśnie się tamtędy prosta łódka, czasem rozlewających się w wielohektarowe jeziora (największe, Vembanad, ma ponad 230 km kw.).
Przemierzamy rozlewiska Kerali tradycyjną łodzią kettuvallam. Ma ok. 30 m długości, w całości jest wykonana z drewna, kryta palmową plecionką. Dawniej kettuvallam służyły do spławiania kanałami worków ryżu zbieranego na pobliskich polach, potem przerobiono je na łodzie turystyczne, zwane houseboats. Jest ich tutaj dzisiaj ponad 2 tys. Niektóre są małe – z jedną lub dwiema sypialniami, inne to istne pływające hotele – na dziesięć i więcej pokoi. Na naszej, oprócz sypialni, jest malutka łazienka oraz salon na głównym pokładzie. Przy stole kucharz serwuje tradycyjne keralskie dania – pazham poori, czyli banany smażone w kurkumowym cieście, albo curry zagęszczane mlekiem kokosowym.
W krajobrazie dominują strzeliste palmy kokosowe na brzegach – to od nich pochodzi nazwa stanu.